Kilka dni temu, w swojej ulubionej "galaktyce Li." udostępniłam jeden z dawnych rysunków mojego Starszego Syna. Wiele z nich udało mi się zachować, z czego ogromnie się cieszę. Przywołują dobre wspomnienia. Może nawet lekko prowokują, aby ... wrócić do zapomnianych pomysłów. Jednym z nich było, aby do prac mojego Dziecka napisać jakieś bajki lub opowieści. Zabawne, że właśnie dziś! - chyba mi się udało zrealizować to swoje małe marzenie. Co z tego wyszło? Zerknijcie sami 😁
💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙
Nie wiedział, co właściwie go obudziło. Coś jednak dźwięczało mu jakoś niezbyt przyjemnie w uszach. Zacisnął powieki, próbując zatrzymać obrazy, które jeszcze chwilę wcześniej były tak bardzo prawdziwe. Były przyjemne i nie chciał ich tracić. Niestety - niczym motyle - wystraszone gdzieś już pofrunęły. Szanse, aby do niego wróciły, były bardzo małe. Otworzył ostrożnie jedno oko, próbując odczytać godzinę na stojącym niedaleko budziku. Chciał wiedzieć, czy warto już wstawać, czy jednak lepiej nadal leżeć pod ciepłą kołdrą. Widok jednak był lekko zamazany. Niechętnie podniósł powiekę drugiego, ale to wcale nie przyniosło spodziewanego efektu. Tarcza zegara wciąż ukrywała w sobie zagadkę. Wcześniejsze poczucie niezadowolenia z wibracji w uszach zamieniło się teraz w irytację. Zezłoszczony lekko obrócił się na bok i sięgnął w stronę pobliskiej szafki nocnej. Po chwili już trzymał w ręku okulary. Wylądowały mu na nosie i pomogły odgadnąć tajemnicę budzika. Wskazówki - niczym wąsy, smutnie mu zwisały, pokazując godzinę 7.25. Westchnął. Mógłby pospać sobie dłużej. Była przecież sobota i nigdzie mu się nie spieszyło. Co go więc obudziło? Odsunął od oczu szkiełka i podrapał się po nosie. Tak, już wiedział. Smaczny sen, w którym chciał trwać jak najdłużej, przerwała ... cisza. Może nie do końca nią była, ponieważ za oknem słychać było delikatny szum cywilizacji, a także przyrody. Ta jednak, o której myślał była inna. Była pustką, samotnością. Zacisnął znowu powieki, jakby to mogło sprawić, że coś się zmieni. Policzył powoli do dziesięciu, wypowiadając słowa swojego życzenia. Wiedział, że to trochę dziwne, aby ktoś taki jak on, zachowywał się tak dziecinnie. Tylko w bajkach było możliwe, aby za sprawą czarów, można było w jednej chwili zmienić swoje życie. Nie posiadał ani złotej rybki, ani nie miał Chrzestnej, która byłaby wróżką. Nie miał w swoim otoczeniu nikogo, kto potrafiłby dokonać takiej magicznej sztuczki - odmienić jego samotny los. Oczywiście, miał grupkę Przyjaciół, z którymi lubił spędzać czas. Całkiem dobrze bawili się w swoim towarzystwie. Często rozmawiali o przeczytanych książkach, obejrzanych filmach lub sztukach teatralnych. Gawędzili przy kominku o podróżach, które będą ich udziałem. Czasem spotykali się, aby urządzać wspólne gotowanie. Śmiechu było wtedy co niemiara, natomiast kuchnia wyglądała potem tak, jakby przeszło przez nią tornado. Pasemka rozsypanej mąki, lepkie plamy po sosach, malutkie kałuże rozlanej wody.
Na myśl o jedzeniu zaburczało mu w brzuchu. Nie miał wyjścia. Musiał wstać. Nie było nikogo w pobliżu, kto mógłby zrobić dla niego śniadanie i podać je do łóżka. Skrzywił się na tę myśl i przygryzł wąsy, sterczące mu teraz jak antenki w różne strony. Niezadowolenie w nim rosło. Na dodatek za oknem znowu nie było słońca, tylko chmury przesuwały się po niebie, popychane lekko przez wiatr.
"Czyżby znowu dziś miało padać? O, nie ... Nie! tylko nie to. Ciekawe, kto zagarnął dla siebie tę cudownie ciepłą gwiazdę. Już ja bym go odpowiednio potraktował ..." - prawie zawarczał, opuszczając łóżko. Poczłapał w stronę kuchni. W przelocie złapał swoje odbicie w lustrze. Przystanął i spojrzał uważniej. Tafla nieubłaganie pokazywała rzeczywistość. Niezadowoloną minę Pana Tygrysa.
autor: eF.Ce |
Raźno zabrał się do konsumowania swojego śniadania. Wkrótce oba talerze świeciły pustką. Odniósł naczynia do kuchni i wrócił do pokoju. Spojrzał znowu przez okno w nadziei, że może jednak pomiędzy chmurami zrobiła się jakaś przerwa. Tak bardzo chciał, aby pokazało się przez tę szczelinę słońce. Niestety nic nie wskazywało na to, aby aura miała się zmienić w najbliższych godzinach. Nie podobało mu się to. Coś trzeba było z tym zrobić. Nie wiedział jednak, co mogłoby sprawić, aby nastąpiła oczekiwana przez niego zmiana w pogodzie. Zamyślił się, bawiąc delikatnie wąsami. Nagle, przyszła mu do głowy pewna myśl. Wydała się bardzo interesująca. Nie zwlekał. Podszedł do biurka i obudził uśpiony komputer. Po paru minutach już logował się na jednym z komunikatorów. Liczył, że on tam będzie. Na szczęście małe kółeczko świeciło żywą zielenią. Odetchnął z ulgą.
- Hej. Masz może kilka minut? - napisał szybko na klawiaturze i kliknął "wyślij". Czekał w napięciu, kiedy otrzyma znak, że on dojrzał jego wiadomość.
- Elo, elo ... średnio teraz - okienko ukazało kilka słów.
- A co niby takiego robisz? - zainteresował się.
- Chłopie, a co ja niby mogę robić? Oczywiście przygotowuję się do ... hahahaha ... kolejnej inwazji - tym razem wyrazów było więcej.
autor: eF.Ce |
- Znowu? Na serio nie masz tego dość? - odpisał, lekko rozbawiony odpowiedzią.
- Ja? Nigdy! Hahaha ...
- No tak ... - Pan Tygrys pokiwał głową. - Dobra, Marcyś ... nie zabiorę ci w takim razie dużo czasu. Potrzebuję jednak, abyś coś dla mnie zrobił. Zajmie ci to pewnie kilka chwil. Z twoją technologią, to z pewnością możliwe.
- Czego ode mnie oczekujesz? Wiesz, miałem za chwilę odpalić lont - odczytał kolejną wiadomość.
- Sprawdź proszę, gdzie jest słońce. U mnie go nie widać, a warstwa chmur tak gruba, że obawiam się kolejnego deszczowego dnia. Mam dosyć takiej pogody. Napisz mi, gdzie mam go szukać.
- Dobra, moment. Spróbuję zerknąć, co i jak. Daj mi chwilę.
- Jasne. To czekam.
To były chyba dla Pana Tygrysa najdłuższe minuty tego dnia. Z niecierpliwością wpatrywał się w monitor. Czy Marcysiowi uda się uzyskać jakieś przydatne informacje? Miał nadzieję, że tak. Chwilę później okienko komunikatora znowu rozbłysło.
- Stary, mam kiepskie wieści. Chyba coś mi się zepsuło w mojej maszynerii. Może to efekt niedawnych eksperymentów. Nie naprawię tego tak szybko. Sorry, przyjacielu. Na serio mi przykro, że nie mogę ci teraz pomóc.
- Hmmm ... a ja tak liczyłem na ciebie ... pfffff - Pan Tygrys cicho prychnął. - Trudno. Będę musiał jakoś inaczej sobie poradzić.
- Sugeruję iść na spacer i rozejrzeć się. Może tylko nad twoim domem są te gęste chmury. Inna aparatura podpowiada mi, że macie tam na ziemi teraz dość silny wiatr. Może on jednak przegoni te deszczowe, szare puchatości. Trzymaj się ciepło. Daj potem znać, czy ci się udało odnaleźć to twoje słońce. Ja kończę. Misja czeka ... hahaha - odpisał jeszcze Marcyś, po czym zielone kółeczko straciło swoją intensywność barwy.
- No tak. Cały on - mruknął pod nosem Pan Tygrys. - Może to jednak całkiem niezła myśl, aby wyjść z domu. Co będę tak sam siedział?
Pytanie jakoś zmobilizowało go do działania. Znowu poczuł energię w ciele. Ubrał się szybko, a potem jeszcze włożył do kieszeni paczkę chusteczek, małe opakowanie swoich ulubionych ciastek i komórkę. Był gotowy do wyjścia. Zamknął kluczem drzwi i schował go w zakamarki ciepłej kurtki. Miała wiele przydatnych przegródek, w których można było ukryć potrzebne w podróży drobiazgi. Wkrótce na chodniku zabrzmiał cichy odgłos jego kroków. Wędrował uliczkami rodzinnego miasteczka, co jakiś czas witając się z okolicznymi mieszkańcami. Każdy gdzieś się spieszył, więc poza zdawkowym "dzień dobry" rzuconym w biegu, nie padało więcej słów. Pan Tygrys trochę tego żałował. Miał nadzieję, że jakaś miła pogawędka poprawi mu trochę nastrój. Może nawet uzyska od kogoś wskazówkę, co ma robić. Chwilę później skręcił w prawo za jednym z domów i skierował swoje kroki do parku. Bliskość drzew działała na niego kojąco. Nagle ujrzał w oddali znajome postacie. Przyspieszył kroku.
- Cześć, miło was widzieć - przywitał się, podchodząc do jednej z ławek, przy której stali jego kumple.
- Kogo my tu mamy! Co tam słychać Panie Tygrysie? - usłyszał od jednego z nich standardowe pytanie.
- Słońca szukać zachciało mi się - odparł, delikatnie się uśmiechając. - Może wy wiecie, gdzie ono jest?
autor: eF.Ce |
- Eeee ... sorry, ale ja nie mam pojęcia - mina małego Bubu potwierdzała jego słowa. - Yogi, może ty wiesz? Jesteś wyższy i masz chyba lepszy ogląd sytuacji - misio spojrzał z uwagą na swojego starszego kuzyna.
- Ale, że niby skąd ja mam wiedzieć? - Yogi aż łapy podniósł w obronnym geście. - Nie jestem jakimś meteorologiem, aby posiadać taką wiedzę. Ale to prawda, dobrze by było znowu je ujrzeć. Te, szkapa ... haha ... może ty masz jakieś informacje na ten temat?
- Tylko, nie szkapa - skrzywił się zapytany. - Jak będziesz się przezywał, to przestanę się z tobą kolegować. Niestety - zwrócił się teraz do Pana Tygrysa - nie wiem, gdzie jest słońce. Te chmury wszystko zasłaniają. Płyną tak po niebie i końca ich nie widać. Kurczę, mam nadzieję, że chociaż nie będzie padać.
- Cóż, warto było jednak zapytać. Trudno. Idę w takim razie dalej. Może uda mi się je odnaleźć. Albo kogoś, kto wie, gdzie go szukać. Do zobaczenia!
- Trzymaj się. Mam nadzieję, że dasz radę poradzić sobie z tym zadaniem. Dobrze byłoby znowu je mieć nad głową - Bubu pomachał na pożegnanie Panu Tygrysowi, łapką.
Ten odszedł powolnym krokiem w głąb parku, zostawiając za sobą sylwetki znajomych. Kroczył niespiesznie przed siebie, a różne myśli kłębiły mu się w głowie. Tak się na nich skupił, że nie zauważył, jak dotarł na skraj małego lasku. Wzdłuż jego granicy wiodła wąska dróżka. Postanowił nią pójść, słuchając szumu wysokich drzew.
- Co jest, Doktorku? Jakiś taki markotny dzisiaj jesteś - usłyszał nieoczekiwanie zza jednej z sosen. Po chwili wyłonił się w całej okazałości kolejny jego kumpel.
autor: eF.Ce |
autor: eF.Ce |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz