poniedziałek, 31 sierpnia 2020

... subiektywne Żuławskie Opowieści [ Trzecia ]


… i ponownie deszcz wygrywa
swoją własną melodię na szybach
zmieniając me postrzeganie - świata
wiatr wśród miejskich drzew hula
więc pora jakby … bardziej ponura
chyba nadchodzi już kres - tego lata ...

… siedzę sobie na balkonie
w dłoni tli się papierosa koniec
niczym - latarni poświata
jednocześnie w mej głowie
staje karnie ... słowo za słowem
z nich - kolejną opowieść wyplatam …

Wa-wa, 30.08.2020


foto: FOTON


💚💚💚💖💚💚💚

Odkąd pamiętał, zawsze traktował ten dom, jako swoje miejsce na ziemi. W końcu urodził się tutaj właśnie, jako pierworodny. Oczywiście kochał także swoją rodzinę, z którą żył pod jednym dachem, dzieląc radości i smutki dnia codziennego. Rodzeństwo po jakimś czasie  rozeszło się po świecie. Utrzymywali ze sobą kontakt, choć nie w ten sam sposób, co dawniej. On został. Razem z Nią - ich Matką. Od samego początku wiedział, że ta więź między nimi jest wyjątkowa. Pojawił się przecież jako pierwszy w Jej życiu. Najpierw o niego dbała - dogadzała wręcz czasem, choć dawała mu też wystarczającą przestrzeń własną. Pozwalała, aby faktycznie chadzał własnymi ścieżkami. Nie narzucała mu się ze swoim towarzystwem, choć gdy tego potrzebował, zawsze mógł liczyć na dający siłę, jej dotyk. Taki, który przywraca poczucie bezpieczeństwa i nadzieję na pokonanie własnych demonów. Czyż zatem mógłby kiedykolwiek pozbawić się tej pieszczoty?

Mijały kolejne lata, a oni mieszkali wciąż w swoim przytulnym domku na skraju wsi. Tylko we dwoje, gdyż on nie doczekał się potomstwa. Przynajmniej nic mu o tym nie było wiadomo, choć ... nie bez kozery nazywano go w pewnych kręgach panem "Łowczym". Uwielbiał zdobywać. Żadna jednak z jego "Nagród" nie posądziła go nigdy o ojcostwo. Z biegiem czasu nawet trochę tego żałował - że nie poczuł potrzeby związania swego losu z kimś innym, niż Ona. Szanse na przekazanie genów malały i miał tego świadomość. Pogodził się z tym nawet. Czasem tylko dopadała go nostalgia ... tęsknota za życiem, które mogło wyglądać zupełnie inaczej. Gdyby podjął inne decyzje. Wkrótce mógł zostać zupełnie sam w tym pięknym, starym domu. On też nie zasługiwał na samotność. W jego pomieszczeniach powinien rozbrzmiewać wesoły gwar ludzkich głosów, śmiech dzieci i dorosłych, poszczekiwania psów lub miauknięcia kotów, muzyka dobiegająca z radia, bądź płyty. Wiele jednak wskazywało na to, że tak się nie stanie. 

"Chyba będziesz starzał się jeszcze szybciej, niż ja sam - jeśli nie wmiesza się tu jakiś Przypadek" - uśmiechnął się lekko pod wąsem któregoś wieczoru, grzejąc swoje ciało przy kominku. Ciepło lekko go rozleniwiło i niemal zapadł się w fotel. Powoli ogarniała go senność. Już miał przenieść się do krainy sennych marzeń, gdy usłyszał jakiś dźwięk. Natychmiast otworzył oczy - dokładnie w tej chwili, gdy dokładała jedno z przygotowanych kawałków drzewa. Przysypiający ogień rzucił się łapczywie na daninę, wznosząc - może w podzięce - snop różnobarwnych iskier. Potem zatańczył wesoło na drewnie, niczym tancerze na parkiecie, zmieniając - może tylko z rozbawienia - swoją naturalną barwę. Był świadkiem fascynującego pokazu jednego z Żywiołów. Zahipnotyzował go ten widok. A potem przeszedł go dreszcz ...

Nie wiedział dokąd Ją zabrali. Pojawili się zupełnie znienacka, burząc dotychczasowy rozkład ich codziennego dnia. Nie rozumiał nic z tego, co mówili. Mieli jakieś papiery, których treść zupełnie do niego nie docierała. Nie okazywali mu empatii. Mógł liczyć albo na obojętność, albo wręcz wrogość. Kiepski był to wybór. Nie był przecież przyzwyczajony do takiego traktowania. Czuł się tu Gospodarzem, a nie jakimś "wycieruchem". Niestety nic do nich nie docierało. Zachowywali się tak, jakby mieli prawo decydowania o ich domu. Kręcili się niemal wszędzie. Weszli nawet na jego ulubiony strych, który uważał za swoje 'królestwo'. Potem natomiast zaczęli usuwać dotychczasowe wyposażenie, co kojarzyło mu się z jakimś grabieżczym najazdem. Jego rodzinne gniazdo pustoszało coraz bardziej, a on nie mógł nic na to poradzić. Został sam.

Obudziło go światło księżyca, a może raczej jednak - jakiś dźwięk z pobliskiego lasu. A może zapach? Cokolwiek to jednak było, miało w sobie jakąś tajemniczą siłę. Wzywało go do siebie, przeganiając szybko resztki niespokojnego snu. Uniósł się na posłaniu i rozejrzał dookoła. Blask ziemskiego Satelity kładł się na pustych ścianach, na których pozostały jaśniejsze fragmenty po obrazach i meblach. Pokój wydawał się dużo większy niż wtedy, gdy wypełniały go znajome mu przedmioty. Przetarł delikatnie oczy, które szybko dostosowały się do panującego mroku. Nagle przypomniał sobie, o czym śnił. W tamtym świecie podjął decyzję. Czy ma zrobić to samo w tym? Pyzata twarz księżyca uśmiechała się do niego, jakby sugerowała iść tym tropem. Tak więc zrobił. Nie trzymało go tutaj już nic. Zabrakło Jej, a dom nie był jego własnością. Przestał nim być wraz z Jej odejściem.

Nie wiedział, jak długo trwała jego samotna wędrówka. W żadnym napotkanym miejscu nie poczuł się "zadomowiony" na tyle, aby w nim osiąść. O tym wszak należało pomyśleć, bo zaczynał odczuwać upływ czasu. Nie był już taki młody, choć pozostała mu dawna zręczność w ruchach. Koczowniczy niemal tryb życia sprawił natomiast, że zachował jednocześnie przyjemną dla oka sylwetkę. Radził sobie, choć niekiedy przedzierając się przez łany zboża lub pola kukurydzy, tęsknił za poprzednim życiem. Chciał znowu mieć swój kąt i kogoś do kochania. Owszem, nadal chciał podróżować, ale marzył o miejscu, do którego będzie mógł z tych wypraw, wracać. Domu, w którym ktoś będzie na niego czekał. Z ciepłym posiłkiem i dobrym słowem. Zamyślony wyszedł spośród drzew, które pożegnały go szumem swoich liści. W oddali dostrzegł coś, w czym kąpało się teraz, zmęczone kolejnym upalnym dniem - słońce. Generalnie nie przepadał za wodą, chyba że męczyło go pragnienie. Wiatr niósł jednak stamtąd zapachy, na które nie mógł być obojętny. Zaburczało mu w brzuchu.

Ostrożnie zbliżył się do posesji z drewnianymi schodami, na których pyszniły się kawałki mięsa w czerwonej miseczce. Zapach podrażnił jego nozdrza i zainicjował działanie. Dopadł w kilku skokach jedzenia i wgryzł się w apetycznie wyglądające kąski. Przełknął zaledwie kilka, gdy zza ozdobnej wierzby wyszła jakaś kobieta. Spojrzała przelotnie w jego stronę, ale nie zrobiła nic - choć w ręku trzymała groźnie wyglądające grabie. Obserwował ją kątem oka, gotowy w każdej chwili zerwać się do ucieczki. Niepotrzebnie się denerwował, gdyż już przestała zwracać na niego uwagę - przeszła obok i zajęła się swoimi własnymi obowiązkami. Był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Dokończył posiłek i postanowił - tak tylko ... no, na wszelki wypadek - oddalić się na bezpieczną odległość. Na szczęście okoliczny teren obfitował w różnorodną roślinność, w której można było szybko się ukryć i odpocząć. Postanowił zostać tu jakiś czas i zbadać okolicę. Miał jakieś niejasne przeczucie, że może być blisko celu swej "pielgrzymki". 

Najbardziej polubił tutejsze poranki. Powietrze - jak pościel - zachowywało w te wczesne godziny zapachy nocy. Trawa kąpała się bez skrępowania w rosie, by potem schnąć w pierwszych promieniach słońca. Ptaki przekrzykiwały się radośnie, przechwalając własnym repertuarem. Zbliżała się też jego ulubiona godzina - wkrótce jego czerwona miseczka miała się ponownie zapełnić. A on, po raz kolejny zamierzał z tego skorzystać. Przeciągnął się i cicho zamruczał na myśl o jedzeniu. Cieszyła myśl, że znowu ktoś o niego dbał - chociaż on, wolał zachować ostrożność w kontaktach z ludźmi. Nawet tymi z tego zabytkowego domu, którzy  ... - to było największe zaskoczenie -  ... najwidoczniej, mieli chęć go dokarmiać.

Nie czekał jakoś specjalnie długo. Wkrótce w drzwiach pojawiła się znajoma postać - niezbyt wysokiej kobiety. Wychwycił smakowity aromat, wywołujący automatyczny napływ śliny. Wolał jednak nie mieć publiczności podczas jedzenia, więc cierpliwie czekał, aż postać się oddali. Ta jednak uparcie stała w miejscu i uważnie rozglądała się dookoła. 
- Jedzonkooo ... - zawołała, jakby licząc, że wyłoni się ze swojego azylu. Nie chciał ryzykować, że pozna jego miejscówkę. W brzuchu jednak burczało mu coraz bardziej. Chyłkiem przemknął wśród rosnących tu gęsto krzewów, by na wszelki wypadek zmylić pogoń. Potem nie spuszczając z kobiety wzroku, powoli zaczął się zbliżać do schodów.
- Co taki znowu nieufny się zrobiłeś, co? Myślałam, że się choć trochę zaprzyjaźniliśmy. Choćby ze względu na to - wskazała na miseczkę, zachęcając by podszedł bliżej. - Jak ty to robisz, że tyle jesz, a masz taką ładną sylwetkę? Chciałabym tak mieć - uśmiechnęła się lekko. Nie rozumiał o czym ona mówi. 
"Jeden solidny posiłek dziennie to chyba minimum dla kogoś takiego, jak ja" - pomyślał, ale w żaden sposób nie zareagował na jej słowa. Może by się jeszcze obraziła - ach! te kobiety! - i przestała dzielić jedzeniem?"
- Dobra, nie spiesz się tak, bo jeszcze mi się tu udławisz. A ja nie zamierzam biegać po lekarzach, szczególnie, że do miasteczka kawałek stąd jest - upomniała go delikatnie, a potem wróciła do domu. Niedługo później wyłapał charakterystyczny zapach mielonej kawy. Zjadł może 1/3 nałożonej porcji, gdy znów pojawiła się w otwartych drzwiach. Ostrożnie zeszła, trzymając w jednej dłoni kubek z kawą, a w drugiej książkę. Kiedy znowu spojrzał w jej stronę, siedziała już na jednym z ogrodowych foteli, ustawionych w ocienionej winoroślą altanie. Odległość mu odpowiadała. Mógł ponownie zająć się degustacją. 

Wtem, wyczuł jakiś ruch. Nagle, naprzeciwko pojawił się ktoś, kto łudząco był podobny do niego. Z wrażenia zatrzymał nawet ruch szczęk. Miał wrażenie, jakby znowu przeglądał się w tafli pobliskiego jeziorka, wokół którego lubił spacerować, podziwiając wodne tańce małych, zwinnych rybek. 
- To tyyyy ... - jego drugie ja ni to zawarczało, ni zasyczało, okazując jawnie swą wrogość. - Jak śmiesz, obcy przybłędo udawać mnie! Mnie! - głos mu się nagle jakby załamał, przechodząc w jakieś płaczliwe miauknięcie. Zrozumiał, że choć oczy przeciwnika wciąż błyskały groźnie, należał raczej do tych, którzy unikają bójek. Zrobił parę ostrożnych kroków w jego stronę. Chyba chciał upewnić się, co do własnych teorii. Z bliska zauważył między nimi pewną różnicę. On był szczuplejszy i może dzięki temu bardziej zwinny - a to mogło się okazać przydatne w bezpośrednim starciu. Tamten jednak mógł zyskać przewagę dzięki swojej większej masie - widać, że lubił zjeść. Mierzyli się wzrokiem przez dłuższą chwilę, by ocenić swoje szanse w tej potyczce, zawczasu odkrywając słabsze i mocniejsze strony rywala. Nauczony ostatnimi wydarzeniami w jego życiu, zaatakował pierwszy, wydając z siebie jednocześnie - w jego mniemaniu - przerażający wrzask. Miał lekko ogłuszyć przeciwnika, ale zwrócił uwagę kobiety. Było za późno, aby uciec przed jej wzrokiem. Postanowił więc zmienić taktykę. Gdy stanęła kilka kroków dalej, przybrał tą samą pozę, co ten drugi.

- Ach! Teraz rozumiem, dlaczego zapasy jedzenia u rodziców tak zmalały - pokręciła przy tym głową, jakby wciąż nie dowierzając własnemu odkryciu. Popatrywała tylko: raz na jednego, raz na drugiego, jakby miała nadzieję, że wzrok ją zawodzi. - Tylko ... który z was jest kotem mojej siostry? - zadała to pytanie, nie licząc jednak specjalnie na odpowiedź. Przed nią siedziały dwa czarne koty, które według jej oceny, prawie niczym się nie różniły. Trudno było w to uwierzyć, jednak ... jeden z nich miał ten sam rodowód, co jej pupil.


foto: FOTON

- Dobra, może nawet całkiem nieźle się bawię, ale ... - zawiesiła głos - nie mam zbyt wiele czasu na rozwiązywanie zagadek. Proszę się przyznać do własnej tożsamości - starała się, aby jej głos brzmiał pewnie, ale nie było łatwo jej zachować powagę. Sytuacja wydawała się cokolwiek komiczna. Gadała z kotami. Zdecydowanie zasłużyła na ten długo wyczekiwany urlop.

Niespodziewanie jednak jej słowa odniosły jakiś skutek. Jeden z kotów uniósł wysoko głowę, ukazując pod szyją fragment bieli. Wyglądał, jak elegancka muszka przy jego ciemnym garniturze. Potem zmrużył oczy, jakby uznał, że ta prezentacja powinna wystarczyć i rozpoczął poranną toaletę. 

Zrozumiała ten przekaz. Jedna sprawa była rozwiązana - wiedziała już, który z nich należy do jej rodziny. Tknięta jakimś nagłym impulsem weszła do domu. Po jakiś czasie pojawiła się ponownie, trzymając w ręku jakąś kolorową bransoletkę. Niezbyt głośno wymówiła imię. Nie należało do niego, więc postanowił pozostać obojętny na jego dźwięk. Ten brak reakcji przypieczętował niejako jego "porażkę", ale miał też dobre strony. Choć to nie on otrzymał elegancką obróżkę, przestał być anonimowy. Nikt go też nie przepędzał, o ile hamował swoje "dzikie" żądze wobec tego, który pojawił się tu jako pierwszy. Powoli stawał się częścią nowej Społeczności i nawet zawarł pakt o nieagresji z wielkim psem Gospodarzy. Jednak ... gdy nikt nie patrzył, lubił znienacka rzucać się na "Elegancika", nie mogąc pogodzić się z faktem, że ... jest mimo wszystko - też całkiem zwinnym "Łowcą".

💚💚💚 💗 💚💚💚

- Hmmm - zamruczał z cicha - ... i ja niby mam to autoryzować? - ziewnął przeciągle - może nawet ostentacyjnie, dając mi do zrozumienia, że niepotrzebnie zawracam mu głowę.

Kot zwany: "Leśny" - niby dziki, a jednak - łasy na pieszczoty ...
- Nie jestem przekonany do takiej wersji. No chyba, że ...

* * *

Jak widać - udało się nam jednak dogadać 😉

foto: Richi


piątek, 28 sierpnia 2020

... subiektywne Żuławskie Opowieści [ Druga ]

czwartek, 27 sierpnia 2020

... warszawskie za-dumania [ 1.2020 ]

Dziś znowu chmury obudziły się w płaczliwym nastroju, którego nie potrafiło im poprawić ... nawet - wciąż rozbawione wakacjami - słońce. A na pewno nie na dłużej - niestety. Wiatr rozhulał się nad Warszawą, jakby poczuł jakiś zew ... może już ten jesienny?

To jeden z takich dni (dla mnie), gdy chciałoby się - nie bacząc na nic (czyt. "mając gdzieś 😎konsekwencje" ) - zostać w domu. Najlepsza wersja brzmi: zagrzebać się wśród liter ... p-oddać Wenie, prowokując tym samym Czas ... Dziwna z nich para, nawiasem mówiąc.
Niestety Uczelnia wzywała i trudno było odmówić biorąc pod uwagę, że ... zostało mi może kilka dni urlopu. Takiego raczej na tzw. "czarną godzinę" 😈 Obiecałam sobie jednak, że powrócę do tej mojej "Słów Krainy" tak szybko, jak tylko zdołam. Powoli w głowie dojrzewała kolejna opowieść, którą chciałam zapisać właśnie tutaj. Na redakcję natomiast czekały - na razie grzecznie 😉 - teksty zwane "wersjami roboczymi". Jaki był Finał? Co stało się z moim planem? Cóż, skwituję to może tak: skory do psot Los postanowił "włożyć palce między drzwi" ... nie po raz pierwszy zresztą.

Wielką 'siłę rażenia' mają skojarzenia - że tak sobie pozwolę na banalny rym. Oddaje on jednak sytuację, której dziś doświadczyłam. Zaczęło się tak:

* 💜 * 💜 * 💜 *

Zapewne 😈 "w przebłysku Geniuszu" naszła mnie kiedyś ochota, aby wydać edukacyjno-rozrywkową książeczkę dla dzieci w wieku przedszkolnym. Sentyment do dawnego projektu #KulturalnyPrzedszkolak może mi pozostał? Sama nie wiem. Ta publikacja miała opierać się na pewnej niedużej dość puli wierszy, dedykowanej w zasadzie tej grupie wiekowej. Tematami przewodnimi tych utworów były zwierzęta i ogólnie przyroda - zachwyt nią, rozbudzenie wrażliwości na otaczający świat. Powstały one w dość może nie-typowych okolicznościach - podczas moich ówczesnych rowerowych, samotnych "wypraw na łono natury".

Na tamtą chwilę rozważałam raczej ilustracje - choć jeszcze nie wiedziałam, do kogo mogłabym się zwrócić w tej sprawie. Teraz nieoczekiwanie doszłam do wniosku, że gdybym ... kiedykolwiek miała możliwość zrealizowania tego (jednego z kilku 😎) "zwariowanego projektu", chętnie włączyłabym również fotografie. Dlaczego?

To zdjęcie mojej Znajomej z fejsa, dziś do mnie niemal ... przemówiło 😁
Nie tylko urzekło mnie nasyceniem koloru, zahipnotyzowało obrazem puchatości ... może nawet trochę też rozczuliło, gdyż zarówno lubię Park Skaryszewski, jak również zamieszkujące go rude postacie, przemykające po gałęziach i zaskakująco czasem ufne ...

"Ruszyła lawina Dobrych wspomnień ..."

- i za to ...
PODZIĘKOWANIA 💗 dla Ciebie, moja Droga eS.K.a ...
- jak również za Zaufanie ...

* * * * * * * * * *




WIEWIÓRKA

Dziś jest znów niedziela
- dzień wolny od pracy
lecz zamiast siedzieć w domu
wolę przejść się na spacer ...

Lubię chodzić po parku -
powoli … bez celu wędrować
słuchać … szumu liści na gałęziach
zobaczyć … co mogłoby tam się schować

O! Właśnie coś się poruszyło
- na pobliskim drzewie!
To wiewiórka, czy ptak może?
Tego jeszcze nie wiem ...

Gdy jednak wśród zieleni,
mignęło mi rude futerko
nabrałam pewności, że to ona -
Ależ! … porusza się prędko!

Cóż ty - mała, ruda kitko -
tak po gałęziach skaczesz?
Zatrzymaj się, choć na chwilę -
proszę, niechże cię zobaczę ...

Wysłuchała mojej prośby -
przycupnęła, zagadnęła:
– Skaczę, bo to bardzo lubię,
a ruch każdemu się przyda

Niektórzy jeżdżą na rowerach -
są tacy, co biegają lub pływają
jedni z radością śmigają na rolkach
inni najchętniej w piłkę nożną grają

Zdrowo trochę się poruszać
zamiast wciąż w domu siedzieć -
przy komputerze lub telewizorze ...
Każdy przecież powinien to wiedzieć

A teraz wybacz mi, proszę -
bardzo się jednak spieszę ...
Muszę przecież gdzieś schować
Podarunek od Ciebie - ten orzeszek

I już zaczęła skakać po gałęziach -
powiewając swoją rudą kitką.
A ja przyglądałam się zachwycona
Jej zwinnością i postacią gibką …

foto: Sabina Kuśmicka

[ Wawa POZDRAWIA Lublin 💕]