"Tam dom twój, gdzie serce twoje"
[ John Green - "Gwiazd naszych wina" ]
Nie wiem co sprawia, że wybrane słowa, bądź też obrazy potrafią nam głęboko zapaść w pamięć. Niemal "wryć się", pozostawiając na zawsze jakiś własny, indywidualny ślad. Niewykluczone, że pierwszoplanowe role odgrywają tutaj Emocje oraz Wrażliwość, którą nosimy w sobie.
Może nie powinnam tak publicznie przyznawać się do tego - w końcu pozwoliłam sobie przywołać ten cytat 😉 - ale książki nie czytałam. Jakoś nie było okazji ... Może jednak jeszcze po nią sięgnę, gdyż znalazłam coś intrygującego w jej opisie. Mnie też czasem nurtuje pewne pytanie:
"Jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie?"
To też poniekąd - choć główna tu zasługa zdjęcia otrzymanego niespodziewanie (niczym w prezencie) od Przyjaciela z Malborskiej Komturii - zainspirowało mnie. Wystarczająco, aby podjąć rozpoczęty wątek ...
* * * * * * * * * *
Zmęczył się trochę tą podróżą. Miał w końcu swoje lata, a wędrował przecież, niemal całe swoje życie. Kochał przestrzeń i możliwość budzenia się w różnych miejscach, napawała go radością. Każdy taki poranek zwiastował jakąś Niespodziankę - na nowo budził zachwyt otoczeniem. Natura olśniewała, hipnotyzując swym tajemniczym urokiem. Bywało, że łaskawie odkrywała swoje sekrety przed tymi, którzy naprawdę chcieli uzyskać Wiedzę. Była niczym pradawni Mistrzowie dla swych Uczniów. Pragnął poznać ją lepiej, niż inni. Podziwiał siłę i pewną dzikość lub też drapieżność, którą w sobie nosiła. Szanował ustalone przez nią Zasady, choć - cóż, zdarzało mu się też niekiedy z nią ... igrać. Prowokowała. Intrygowała. Pobudzała. Inspirowała. Jak również - koiła: ciało i umysł.
Podobnie jak Ludzie, których napotykał na swojej drodze. Ich aury przywodziły na myśl tęczę - tak były różne pod względem kolorów i nasycenia. Niektórzy prawie od pierwszego kontaktu przyciągali do siebie - w ich towarzystwie można było stracić poczucie czasu, ogrzać się ciepłem ich szczerych serc, poszerzyć horyzonty. Inni budzili pewne zainteresowanie, ale ich ostentacyjna ostrożność męczyła w dłuższej perspektywie. Bywali też tacy, którzy nie potrafili nabrać dystansu do życia i nieodmiennie roztaczali wkoło siebie smutny cień wyższości - dławiący, niczym gęsty dym. A ten, podobnie jak niemal bezkarna cywilizacja, zachłannie zajmował coraz większe obszary ziemi. Z trudem tam oddychał. Ten świat przestawał być jego, co zwiastowało zmiany. Był gotowy, aby po raz kolejny zawierzyć sercu.
To jednak najwyraźniej, teraz odczuło ciężar spoczywającej na nim odpowiedzialności, gdyż nieoczekiwanie zgubiło swój rytm. Przerażone tym nagłym "potknięciem", trzepotało dłuższą chwilę, jakby próbowało nadgonić stracone drgania. Na próżno. Zamęt trwał, przenosząc się powoli do głowy. Wstrzymał pracę nóg, aby uspokoić emocje i zachować równowagę. Upadek mógł zwiastować problemy, a tych nie potrzebował. Nie tutaj. Nie teraz, gdy ... do najbliższego domu było zapewne jeszcze daleko. I wtedy ją zobaczył.
Pojawiła się przed jego oczami znienacka, jakby nagle wyrosła spod ziemi. Specjalnie dla niego. Uśmiechnął się, czując wdzięczność do Wszechświata. Ostatkiem sił przypadł do niej, z trudem łapiąc oddech. Chwilę później poczuł, jak jego ciało odpręża się pod jej dotykiem. Przymknął oczy, pozwalając sobie na tę chwilę bezbronności. Zmysły "opuściły gardę" i ogarnęło go uczucie błogości. Wczesnojesienne słońce zalotnie zaglądało mu w twarz, zostawiając na skórze ślad łagodnego dotyku. Rozkosznie przyjemne ciepło rozchodziło się we wszystkie strony, docierając do najmniejszych cząstek jego ciała. Marzył o tym, aby maksymalnie wydłużyć te chwile. One jednak - jak rozbawione dzieci - nie potrafiły zbyt długo trwać w bezruchu. Umykały, pozwalały się schwytać, a potem znowu uciekały. Jak dla niego - niekiedy zbyt szybko. Zamyślił się. W tym samym momencie, jakaś ogromna puchata chmura zaczęła się wdzięczyć do ziemskiej Gwiazdy, nanosząc lekko cień na jego powieki. Zamrugał odruchowo, powracając do swojej rzeczywistości. Obraz powolutku nabierał ostrości, odkrywając przed nim kolejne szczegóły, niczym ukryte niespodzianki z nagrodą.
Głęboka zieleń iglastego młodniaka przytulała dość ciasno do siebie, spadzisty dach w kolorze ciemnej czerwieni. Jaśniejsza barwa tej pierwszej, pieszczotliwie oplatała żółciutkie jak kurczaczki ściany, ciekawie przy tym zerkając przez kwadratowe, małe szybki okien, których sylwetkę ozdabiały drewniane okiennice. Gdzieś w oddali coś mu zamigotało wesoło i zgasło, pozostawiając niebieską poświatę. Tańczyła ona nad przydomowym ogrodem, w którym pyszniły się swoją urodą kwiaty oraz efekty pracy osoby tu mieszkającej - w postaci owocowych drzewek, krzewów oraz zagonków z warzywami i ziołami. Powrócił wzrokiem w kierunku okna, wyczuwając jakiś ruch. Dostrzegł pod nim prostą, zbitą z kawałków drzewa ławę, na której siedziała jakaś kobieta. Dzieliła ich zbyt duża odległość, aby mógł ocenić jej wiek i wygląd. Widział jednak wyraźnie błyszczące, rozumne oczy i uśmiech, który hipnotyzował. Czy jednak to on był jego adresatem? Pytanie mimochodem go zelektryzowało, więc automatycznie rozejrzał się na boki. Nikogo jednak innego tu nie było. Tylko Ona i on. Nadal się uśmiechała, jakby wysyłając zaproszenie do kontaktu. Odwzajemnił gesty.
Nigdy potem - nawet samemu sobie - nie potrafił wytłumaczyć tego, co wtedy między nimi zaszło. Wiedział natomiast, dokąd go zaprowadziło. I od czego się zaczęło. Choć tak naprawdę liczyło się tylko to, że mógł spędzać z nią ten czas. Doświadczali, oferując wzajemne wsparcie - uwielbiał trzymać ją ramionach. Podróżowali niespiesznie po nieodkrytych krainach - pobudzających zmysł wzroku, zapachu i smaku. Notowali czasem informacje o takich wyjątkowych miejscach. Aby do nich wrócić. Tworzyli razem prywatną Mapę Wspomnień - cenną raczej tylko dla nich, niż ... "Potomności". Oboje delektowali się tym ich wspólnie rozpoczętym życiem, nie stroniąc jednak od towarzystwa innych osób.
Faktycznie. Żółciutki domek z karminowym dachem nierzadko gościł w swojej przestrzeni podobne im Pokrewne Dusze. Docierali tu Ludzie zaciekawieni światem, otwarci, przyjaźnie nastawieni. Posiadłość otaczała jakaś pradawna Magia, czy też może "Dobra Aura", którą pragnęli poczuć zaprzyjaźnieni z Gospodarzami, Artyści. Tak było kiedyś.
"Dlaczego ono tak znacząco musi różnić się od tego, co dziś?" - pomyślał z lekką nostalgią. "Choć mnie wciąż wydaje się, że zaledwie wczoraj Cię ujrzałem ...
foto: W.uK.a |
... z tej samotnej ławeczki, podczas mojej ówczesnej podróży przez Żuławy - dodał w myślach, po czym powoli poszedł w tym kierunku. Chciał - jak każdego dnia pozostałego mu życia (ale już bez niej niestety) - popatrzeć na dom, który stworzyły ich serca. Przymknął powieki, zawierzając się słońcu. To, prawie natychmiast odmalowało pod nimi najpiękniejsze obrazy z przeszłości, przynosząc tak mu potrzebne - ukojenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz