środa, 19 sierpnia 2020

... subiektywne Żuławskie Opowieści [ na Początek ]

Powoli a-KLIMAT-yzuję się 😉 po urlopie w 'Płaskiej Krainie', a dokładniej rzecz ujmując: po wakacyjnym pobycie w wiosce o nazwie Rychnowo Żuławskie, 

foto: FOTON
oddalonej o ok. 3 km od Nowego Dworu Gdańskiego - uroczego miasteczka, którego nie zdążyłam i tym razem zwiedzić. Owszem, miałam ochotę zostać tutaj dłużej. Myśl o powrocie do warszawskiej rzeczywistości, czyli chociażby do mojej sfery zawodowej (Polibuda po wyborach) nie uszczęśliwiała. Ten jednak świat ma swoje "asy w rękawie" - są to konkretne Postacie = Ludzie mieniący się moimi Przyjaciółmi oraz Dobrymi Znajomymi, za którymi się stęskniłam ... 
Dziś spędzam kolejny pełny dzień w Wawie i ... choć bardzo tęsknię za przestrzenią Orzechowego Dworku, to jednak jest mi tutaj dobrze. Może dlatego, że Miasto posiadające w herbie Syrenkę będzie zawsze moim Miejscem = Rodzinnym Gniazdem, do którego zawsze będę czuć sentyment i być może też potrzebę powrotów - o ile zdecyduję się kiedykolwiek opuścić na dłużej, obecną stolicę naszego polskiego ... bez-KRÓLESTWA ( 😈...).

Stąd także mogę przenieść się w przyjazny sobie wymiar liter - może mógłby wyglądać tak?

* * * * *

Nieznajoma Kobieta przekroczyła próg domu, w którym mieli spędzić ten wieczór. Była chyba ostatnim już z listy, ale dość wyczekiwanym gościem. Dostrzegała Jej aurę o barwie głębokiej, spokojnej czerwieni i była ogromnie ciekawa, dlaczego właściwie to ta Niewiasta zasłużyła sobie, na taki Szacunek Gospodarzy. 
... w jaki sposób? ... od kiedy? ... kim Ona jest? - pytania mnożyły się z każdą kolejną minutą. Próbowała się skupić, poskromić budzące się Emocje, które przybierały różne kierunki i kolory - od śnieżnej bieli, przez beże, szarości i granaty do czerni. Przemykały przez duszę, delikatnie czasem zahaczając o ciało, co było najbardziej widoczne w jej rozbieganych oczach. Uważny obserwator mógłby to dość łatwo wychwycić. Nic nie mogła jednak poradzić na to, że ... bardzo chciała rozwiązać tę zagadkę. Była wyzwaniem, zadaniem do wykonania, testem, wyżej postawioną granicą, którą pragnęła przekroczyć. Nowo-przybyła jakby zupełnie nie zdawała sobie sprawy z pewnego poruszenia, jakie wywołała. Przeszła przez pokój i usiadła na jednej z kanap, obitej materiałem w kolorze karminu. Wydawała się zadowolona faktem, że zachowało się dla niej to miejsce. Delikatny uśmiech - taki zupełnie naturalny - rozjaśnił jej twarz. Wypiękniała. Olśniewała.

Może to właśnie ta nagła przemiana, albo raczej ta ciemno-czerwona aura sprawiała, że szybko otoczył ją wianuszek Wielbicieli, zasłaniając widok. Nie czuła jednak poirytowania, natomiast z zaskoczeniem stwierdziła, że wśród nich były zarówno Kobiety, jak i Mężczyźni. Jedni proponowali drinki, drudzy przekąski, trzeci komplementowali. Przyjmowała te objawy atencji ze swobodą, żartując, bądź drocząc się z wybranymi osobami. Odpowiadała na liczne pytania, dotyczące jej ostatnich podróży. Wsłuchała się w jej głos, co pozwoliło usłyszeć fragmenty prowadzonych niedaleko rozmów. Żałowała, że ona sama tak nie potrafi - zdobyć się na odwagę, podejść bliżej, przywitać się i ... może dołączyć do tej wesołej społeczności. Tkwiła więc nadal na kolanach swojego partnera, tego który zaprosił ją na tę dzisiejszą imprezę. Nie miała ochoty się tu pojawić. Wolała raczej zaszyć się pod kołdrą powleczoną świeżo wypraną pościelą wraz z jakąś książką z rodzinnej biblioteki. Teraz jednak nie żałowała, że znowu uległa jego zachciankom.
"Krętymi drogami prowadzą nas niektóre podjęte decyzje ... - zamyśliła się. - Gdyby  jeszcze udało mi się jakoś dyskretnie oddalić, to może ... wyzwoliłabym się wreszcie spod jego wpływu  ..."
- Skoczę do toalety - rzuciła lekko, odwracając się do niego i w przelocie połaskotała swoim oddechem jego policzek. Chwilę później z kocią zwinnością i gracją opuściła objęcia, które jeszcze niedawno otaczały ją, niby mur.  Cichutki stukot obcasów towarzyszył jej krokom, gdy szła w wiadomym tylko sobie kierunku. Spojrzenia pełne podziwu, niekiedy zazdrości lub zainteresowania ocierały się o jej postać - niczym spragnione ramiona słońca, wyciągające się ku tafli wody, z którą nie chce się pożegnać.

foto: FOTON
Była tak pochłonięta swoimi myślami, że zupełnie tego nie zauważała. Umknął jej uwadze również fakt, że i ją otaczała podobna barwą aura. A może nie zdawała sobie z tego sprawy?

Mężczyzna z lekko rozwichrzoną, blond czupryną upił mały łyk ze szklanki. Udało mu się znaleźć wygodne i nie rzucające się specjalnie w oczy miejsce. Nie włączył towarzyszącej mu przy małym stoliku lampy. Postanowił pozostać w przyjemnym mroku, który zwiastował nadejście nocy. Lubił taką porę dnia - szczególnie latem, gdy powietrze powoli nabierało wreszcie orzeźwiającego smaku, a młody wietrzyk rozdmuchiwał różnobarwne zapachy, otaczającej go przyrody. Dawno tutaj nie był. Prawie zapomniał też, że ten dom był świadkiem wielu sympatycznych przyjęć, podczas których prowadziło się różne tematycznie rozmowy. On przyjeżdżał w te okolice po natchnienie, jak również wytchnienie - tu dopiero naprawdę wyciszał się, zwalniał, relaksował. W najróżniejszy sposób. Czasem towarzyszył tym, którzy wiedzę na temat wędkowania mieli dużo większą od niego. Nie łowił jednakże. Siedział i obserwował w milczeniu zmagania człowieka z wodnym światem. Niekiedy notował myśli, które go nawiedzały, by ułożyć z nich później nowe teksty. Oczywiście nie unikał kontaktu z innymi ludźmi. Potrzebował go nawet. Najchętniej prowadził konwersacje z lokalnymi, bądź przyjezdnymi Artystami, którzy odwiedzali Gospodarzy. Były to ciekawe, inspirujące, zaskakujące i ... w dużej mierze zabawne pogawędki, gdyż Towarzystwo charakteryzowało się zarówno wysoką kulturą osobistą, jak również podobnym poczuciem humoru.
Rozważania na moment przerwały mu przytłumione światła z małych lampionów, które właśnie zapalono. Przestrzeń pokoju wypełniła się przyjazną poświatą, odsłaniając lekko - zarysy wyposażenia. Książek tu było wiele. Niektóre stały karnie na półkach wysokich regałów, inne leżały na komodzie, kolejne na potężnym antycznym biurku, a tuż obok - na stoliczku, ulokowała się jakaś nieduża publikacja w czerwonej, miękkiej obwolucie. Barwa przyciągała wzrok, podobnie jak ... pewien symbol, zdobiący przód. Walczył ze sobą - ale tylko chwilę, zdając sobie sprawę, że przegra tę rundę. Ciekawość zwyciężyła - jak zwykle zresztą. Chwilę później już trzymał w dłoniach coś, co przypominało mu wyglądem notes lub pamiętnik. Czym było w istocie? Do kogo należał? Co skrywa? - czuł, jak z każdym pytaniem przyspiesza mu tętno. Rozejrzał się nieznacznie wokół, jakby bał się, że ktoś zwróci uwagę na to, co właśnie robił. Czy miał do tego prawo? Tłumaczył jednak sobie, że jeśli taki przedmiot leży w dostępnym miejscu, to może do niego zajrzeć. Czuł jakąś dziwną dla niego ekscytację. Publikacja przyciągała jakimś bliżej nieokreślonym urokiem. Chciał mu ulec. Nie zwlekając dłużej dotknął okładki, by poznać zawartość. Jego wzrok zatrzymał się na jednej ze stron. Ku swojemu zaskoczeniu ujrzał ... kobietę. Spoglądała na niego z nieśmiałym uśmiechem. Zrobiło mu się gorąco. Te oczy! Bezwiednie zamknął ... "Album?" - przemknęła mu myśl. Odetchnął głęboko, wyciszając wewnętrznie. Trwało to dłuższą chwilę, ale poczuł, że jest gotowy. W nadziei ujrzenia innych jej portretów otworzył go raz jeszcze. Czekała na niego kolejna niespodzianka. Tym razem bowiem ujrzał na białej kartce czarne symbole liter. A te układały się w takie oto słowa:

Zamyślił się, a potem - pod wpływem impulsu - zerknął raz jeszcze na okładkę. Oprócz znaku, który go wcześniej zainteresował, nie odnalazł żadnej wskazówki. Kim był autor? Czy ta sama osoba namalowała portret kobiety i napisała wiersz? Ogarnęła go przemożna chęć odkrycia tej tajemnicy. Wziął znowu głęboki oddech. Potem z namaszczeniem otworzył książeczkę - po raz kolejny.
- Udało ci się zaspokoić ciekawość, Szerloku? 😉 - głęboki, kobiecy alt odwrócił jego uwagę. Znał ten ton. Uniósł powoli głowę, ale niesforne włosy zakłóciły ostrość widzenia. Miał chwilę, aby uzbroić się przed czarem piwnych - może nawet pomarańczowych tęczówek, wpatrzonych w niego z ogromną intensywnością. Mimo wszystko zadrżał, gdy ich oczy się spotkały. - Mowę ci odjęło? Ach! - jej wzrok powędrował do jego dłoni. - Teraz już musisz poznać W.ue.N.a Przebył długą drogę, aby tu się znaleźć. Także dla ciebie ... mój kuzynie po mieczu - pochwycił to jej charakterystyczne mrugnięcie okiem w chwili, gdy wesoło się roześmiała. Nabrał pewności, że to będzie udany wieczór.

Starszy pan żwawym, acz niespiesznym krokiem przemierzał kolejne pomieszczenia domu. Z zachwytem przyglądał się przedmiotom, które stanowiły wysmakowany wystrój. Przywodziły mu na myśl czasy młodości. Okres, który był chyba najszczęśliwszym etapem w jego życiu. Wtedy ją poznał. Nie spodziewał się wcale, że ta znajomość odciśnie tak głęboki ślad na jego duszy. Co on zresztą wtedy wiedział o kobietach? Nic, tak naprawdę. Dopiero ona odkryła przed nim tajemnice i rozkosze świata relacji damsko-męskich. Robiła to z wyczuciem i jawiła mu się jako bajkowa postać - Dobra Wróżka, która może spełnić jego życzenia. Kaprysy. Młodzieńcze zachcianki. Zaspokoić dziecinną ciekawość, towarzyszącą mu wciąż, mimo upływu kolejnych lat. Nie czuł się już dzieckiem. Osiągnął równe dwie dekady ziemskiego życia. Rok wcześniej przeniósł się na stałe do miasteczka, ale nadal miał wrażenie, że nie odkrył jeszcze wielu jego uroków i możliwości, jakie dawało ludziom jego pokroju. Podróżnikom, odkrywcom, tropicielom zagadek, pasjonatom historii, osobom o artystycznych talentach z obszaru malarstwa, rzeźby, fotografii, literatury. Od samego początku polubił wędrówki ulicami i uliczkami, które przypominały mu czasem swoją strukturą gałęzie drzew, rosnących w sadzie jego rodziców. Nigdy nie był pewien, dokąd zaprowadzą go te miejskie szlaki. I to chyba było w tym wszystkim najfajniejsze. Zaskoczenia. Niespodzianki. Nowe Zakątki, które niekiedy stawały się ulubionymi - podobnie jak ludzie, których tam spotykał. Cieszyło go ich towarzystwo oraz otwartość, jaką okazywali prawie każdemu. Gościnność - o której "wielkomiejski zaścianek" powoli zapominał lub wręcz wypierał ze swojej świadomości - nieodmiennie urzekała. Przywodziła na myśl rodzinne strony, bliskich oraz sąsiadów, wśród których się rozwijał. Mieszkańcy tego miasteczku też tacy właśnie byli, choć trochę różnili się od znanych mu ludzi. Barwna i nadwrażliwa czasem na własnym punkcie lokalna 'bohema' mamiła, uwodząc swoją nieokiełznaną energią. Nieduże kluby i małe kafejki odwiedzane przez przedstawicieli tej społeczności, stawały się modne - co oczywiście niezwykle cieszyło ich właścicieli. Barter kwitł: wybrani Artyści za swoją obecność w danej przestrzeni, a czasem wzmiankę w liczących się mediach, mogli liczyć na darmowy poczęstunek. "Na koszt firmy" - mawiano ... Nie dotyczyło to jednak towarzyszących im osób, bądź stałych bywalców - choć ci akurat byli traktowani jeszcze inaczej. On sam miał taką właśnie bliską sercu 'Przystań', w której lubił przesiadywać ze szkłem w ręku. Czuł się tam niemal zadomowiony - prawie zaprzyjaźnił się z właścicielem, często osobiście obsługującym gości. Tego dnia też siedział przy barze i właśnie sięgał po wypełnioną bursztynowym płynem, wysoką szklanicę. Zanim jednak zdążył dotknąć jej brzegiem ust i upić łyk, poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Dotyk go zelektryzował. Był zarówno mocny - jakby ktoś oparł się, próbując zachować równowagę - a jednocześnie wyjątkowo przyjemny.
- Bardzo przepraszam ... - głos, który dotarł do jego uszu niósł za sobą jakieś zmysłowe tony. - Trzeba było jednak posłuchać argumentów rozsądku, zamiast znowu zaufać sercu ... Przyjdzie mi chyba wracać boso z tej imprezy - roześmiała się wesoło, kierując ostatnią wypowiedź raczej w kierunku obsługującego bar mężczyzny, niż jego. Już nawet jej dłoń zniknęła z okolic jego barku, choć miejsce nadal zachowało odrobinę jej ciepła. Oszołomiony przechylił głowę, by przyjrzeć się kobiecie. Z tej odległości mógł podziwiać niezwykłe wzory, wymalowane na skórze wokół oczu uśmiechami, które - jak się później przekonał - co chwila pojawiały się na jej twarzy. Bił od niej jakiś blask, który utrudniał określenie jej wieku. Nie potrafił ocenić, o ile lat była od niego starsza. Nie miało to jednak znaczenia. Nie tym razem. Miał wrażenie, jakby rzuciła na niego jakieś zaklęcie - niczym czarownica z bajek. Wodził za nią wzrokiem, niczym wierny pies. Nie ośmielił się jednak wtedy do niej podejść. Nie była sama. Długo nie mógł o niej zapomnieć. Tkwiła w jego myślach, a on nie miał zamiaru jej stamtąd wypraszać. Pieczołowicie pielęgnował w sobie jej obraz i szukał jej realnej postaci po całym miasteczku. Tracił już powoli nadzieję, gdy znowu Los się do niego uśmiechnął. Przelotnie, gdyż zbyt misterna była to pajęczynka "szczęśliwych trafów". Mógł ją zniszczyć byle podmuch wiatru. Nie wiedział, co zadecydowało ostatecznie o tym, że skorzystał z zaproszenia na to "garden-party". Nikogo w zasadzie tam nie znał, oprócz swojej towarzyszki, ciasno przyklejonej do jego boku. Czuł się niemal jak jakieś trofeum - coś, czym ona przyszła się pochwalić. Dobrze wiedział, że jest kolejnym jej "kaprysem". Lubiła otaczać się ludźmi, którzy odnosili sukcesy. A on je również już miał. Zdążył sobie wyrobić określoną markę i coraz częściej był chętnie witany na różnych wydarzeniach. Szczególnie, że zarówno pod względem wyglądu, jak również inteligencji dorównywał niektórym Sferom z miasteczka. Nie wszędzie jeszcze jednak bywał. Znajomość z "humorzastą panienką" - jak czasem złośliwie nazywał ją (najczęściej w przypływie irytacji ich relacjami) - była mu jednak na rękę. Nauczył się korzystać z okazji i wyzbył wyrzutów sumienia. Ona przecież nie traktowała go serio. Był zabawką, którą nie wiadomo kiedy odrzuci w kąt. Jego czas był ograniczony. Należało liczyć się z tym, że jakiś nowy 'obiekt zauroczenia' pojawi się wkrótce na jej horyzoncie. Było mu to jednakże zupełnie obojętne. Nie wiązał z tą znajomością przyszłości. Tym bardziej, że mimo upływu kolejnych miesięcy, obraz kobiety z 'Przystani' wcale nie tracił ostrości. Szukał jej w mijanych na ulicy osobach. Próbował odnaleźć wśród rozbawionych tłumów na różnych imprezach. Zakradał się do nowo otwieranych knajpek i tych, które już funkcjonowały, zadając szyk. Przyjęcie, w którym obecnie uczestniczył dawało kolejną szansę. Tylko musiał jakoś delikatnie pozbyć się towarzyszki. Rozejrzał się w poszukiwaniu inspiracji. Nagle usztywnił się, co nie uszło uwadze "Rozkapryszonej". 
- Co się stało, Bąbelku? - umalowane usta zbliżyły się do jego policzka, a koniuszek obcego języka musnął płatek jego ucha. 
- Muszę ... muszę ... do łazienki - wydukał wreszcie, przywołując najbardziej prozaiczną przyczynę swojej nieoczekiwanej zmiany w zachowaniu. Nie mógł się niczym zdradzić. Należało wykazać się ostrożnością i taktem. Na szczęście był też niezłym aktorem. Te umiejętności miały się wreszcie przydać. Szczególnie, że pochwycił czyjeś spojrzenie ... trzepotało chwilę, by nieoczekiwanie uciec w inną stronę. Pozostał jednak po nim tęczowy aromat, który delikatnie łaskotał jego nozdrza i wskazywał drogę. Dokąd go to zaprowadzi?

- To ... Twoje zdrowie, kochanie - wysoki, przystojny mężczyzna podał szczupły kieliszek z karminowym płynem kobiecie, do której właśnie podszedł. Uśmiechnął się przy tym ciepło, jak ktoś, kto darzy drugą osobę prawdziwym i niesłabnącym wciąż uczuciem miłości. Owszem, zmieniającym się wraz z upływem kolejnych lat, ale wciąż na tyle silnym, aby odczuwać poruszenie serca. 
- Nasze zdrowie ... kochanie - odwzajemniła uśmiech, a potem przysunęła swój kieliszek do tego, który trzymał w drugiej ręce. Cichutko zagrały brzegi, stykając się w szklanym pocałunku, aż ciemny płyn leciutko zawibrował. - Pamiętam każdą zorganizowaną przez ciebie w trakcie naszego małżeństwa, moją imprezkę urodzinową. W ciągu minionych pięciu lat udawało ci się zawsze mnie zaskoczyć. Teraz też tego doświadczam. To tegoroczne przyjęcie, obecność przyjaciół - także tych ze studenckich lat, różnych artystów ... zapiera mi dech ... - drżącym od emocji głosem zakończyła swoją wypowiedź.
- To nie koniec niespodzianek - szepnął z ustami przy jej wargach. Raptownie przyciągnął ją do siebie, by poczuć ciepło jej ciała i delektować się zapachem używanych perfum. - Teraz zabieram cię do świata dźwięków - poprowadził ją powoli ku jednej z obitych pluszem kanap ich domu. Usiedli obok siebie przytuleni, czekając na występ instrumentów, które miały poddać się całkowicie dotykowi dłoni muzyków zaproszonych na koncert ...

Stojący, zabytkowy zegar wybił kolejną pełną godzinę. Kiedy już echo zmęczyło się naśladowaniem zasłyszanych dźwięków, mógł powrócić do poprzedniego zajęcia. Nic nie powinno już rozproszyć jego uwagi. Czasu miał niewiele. Zapach, który doszedł do jego nozdrzy, zelektryzował wszelkie zmysły. Szybko jednak ulatniał się, wraz z osobą oddalającą się od niego. Dawno nie było w tym domu tyle osób naraz. Zaczynał się gubić pośród bodźców docierających do granic jego duszy i ciała. Odwykł od ludzi. A może zwyczajnie się ... zestarzał. Refleksja nadeszła niespodziewanie, ale zamiast smutku, wywoływała raczej rozbawienie. Chyba nabrał dystansu do siebie przez te ostatnie 14 lat. Doświadczył. Był gotowy na kolejne wyzwania, a nawet nie mógł się ich doczekać.
Prawie niezauważony - nie licząc gromadki goszczących dzieciaków - przemknął cicho do pokoju, pełniącego rolę salonu lub bawialni. Tam zwykle biło serce, tej części domostwa. Nie zawiódł się. Przy wydłużonym stole, na kilkunastu pięknie rzeźbionych krzesłach obitych przyjemnym dla oka i dotyku materiałem, siedziała grupka rozbawionych gości. Przed nimi leżała sporych rozmiarów plansza, kilka kolorowych kostek i pionków, lśniące sztabki złota w miniaturze, banknoty, karty.  Na twarzach zgromadzonych osób malowało się napięcie, oczekiwanie, zdziwienie, zakłopotanie, wściekłość, radość, odprężenie, smutek ... niczym w kasynie, gdy gra toczy się o bardzo wysoką stawkę. Był jednak ktoś, kogo oblicze pozostawało niezmiennie zadowolone i spokojne. Wiedział dlaczego tak jest. Jasno-niebieska, delikatna jak mgiełka w tężniach poświata, otaczała osobę, którą musiał odnaleźć. Na nią czekał. "Przez prawie połowę mojego życia w tej rzeczywistości ..." - pomyślał i rozmyślnie otarł się o jej kolano. Lekko zadrżała, ale nie udało mu się od razu zwrócić jej uwagi na siebie. Właśnie wdała się w rozmowę z kilkoma osobami, siedzącymi nieopodal. Nie wiedział, co było jej tematem. Lekko urażony jej obojętnością, a może raczej ostrożny, postanowił na razie nie rzucać się w oczy. Była to dość prosta sztuczka - potrafił wtopić się w tło. Na dorosłych działała zwykle znakomicie. Dzieciaki bywały bardziej odporne. Szczęśliwie dla niego, te najmłodsze, a nawet i te trochę starsze, zajmowały w tej chwili zupełnie inne pomieszczenia. Mógł więc pozostać niezauważony tak długo, jak chciał ... a raczej - na ile potrafił zapanować nad własnymi emocjami. Ciągle ćwiczył swoją cierpliwość i widzenie świata. Starał się nie ulegać pierwotnym instynktom, które nieoczekiwanie obudziły się w tym wcieleniu. Wymagało to jednak siły woli, a ta ... była wciąż wystawiana na próbę. Tak choćby jak dziś ... Och! Gdyby teraz mógł dorwać pomysłodawcę tego przyjęcia, to ... być może rzuciłby mu się do gardła, wbijając siekacze w miękkie tkanki. Zagniewane myśli wirowały mu w głowie, co nie przeszkadzało śledzić wzrokiem wybranej postaci. Zachowywał w pamięci - niczym nagranie - obrazy ukazujące jej odczucia, zmieniającą się mimikę, spontaniczne gesty. A potem machinalnie porównywał z materiałem wygrzebanym z archiwum wspomnień. Kolejny dowód na potwierdzenie jego tezy, przypieczętował niejako podjętą nagle decyzję. Musiał zaryzykować i dać jej umówiony znak. Tylko ... jak miał to zrobić? Cielesność mu nie sprzyjała. Miał świadomość, że interesują ją zupełnie odmienni od niego przedstawiciele tzw. "brzydkiej płci". Ale ona była mu wyznaczona. Taką legendę usłyszał w wieku 9 lat i wierzył z całego serca, że jest właśnie o nich. Było tak do dnia, w którym odeszła. Zabolało. Próbował zrozumieć. Odgadnąć motywy, ale ... tak naprawdę liczyła się tylko ta miłość do niej - tej, którą niespodziewanie utracił, a teraz miał szansę .... odzyskać? Na co miał czekać?
- Ej, no ... przyjacielu ... zbyt bezpośredni jesteś, jak dla mnie - kobieta roześmiała się wesoło, co skłoniło go do powtórzenia gestów. W pomieszczeniu ponownie zabrzmiał jej dziewczęcy śmiech - reakcja na łaskotki, które wywoływał właśnie, różowy język psa Gospodarzy.

"Nie ma przypadkowych spotkań w Twoim życiu. Każdy napotkany człowiek jest albo lekcją, albo sprawdzianem albo prezentem ... "

* * * * *

Wzrok wciąż skakał po wielokropku, umieszczonym na dole strony. Podniosłam wzrok znad wyjątkowo rozgadanych liter i spojrzałam na wprost - dokładnie z tego samego miejsca, co wygodnie umoszczona w objęciach bezpiecznego materiału osoba ze zdjęcia.

foto: FOTON

 "Ileż to jeszcze ciekawych opowieści kryją stare domy?" - zadałam sama sobie pytanie, po czym wróciłam do ...

[ c.d.n (???) - oto jest pytanie 😎 ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz