czwartek, 28 maja 2020

... poczekam


czasem i mnie męczą słowa
razi ich barwa, bądź też treść
wtedy przed nimi się chowam
licząc, że wiatr porwie je gdzieś

zdarza się niekiedy bowiem,
że i logiki w nich nie ma za grosz
odpocznę więc od tych liter sobie
wsłuchując się tylko w Natury głos


foto: Richi










poniedziałek, 18 maja 2020

POGAWĘDKA Piąta

Zaiste, krętymi ścieżkami krąży mój umysł. Często działa na zasadzie skojarzeń, które są jak nagłe „przebłyski na łączach” – pojawiają się nieoczekiwanie i znikają, pozostawiając czasem po sobie jakiś nikły ślad. Nie będę jednak teraz zagłębiać się w meandry moich myśli – szanuję Twój czas Czytelniku 😉 – dlatego napiszę dość krótko. Czasem i ja mam wrażenie, że – jak powiedział William Shakespeare (ulubieniec Teatru Afront):
„Świat jest teatrem, aktorami ludzie,
którzy kolejno wchodzą i znikają”

Prowadząc POGAWĘDKI z Team’em Muzycznym – Sunset Bulvar – miałam okazję dużo lepiej poznać każdą z Osób. A w zasadzie, to o jednej dowiadywałam się sporo z tzw. „drugiej ręki”.
Kim bowiem jest Postać, o której Marcin powiedział:
„(…) człowiek o wielu ksywach, siedmiu żołądkach i gołębim sercu (…)”?
Jak ma na imię Osoba, o której wspomniała Jowita mówiąc:
„(…)
nasz basista powiedział, że zawsze będzie moim „Zawiszą Czarnym” (…)”?
Kto posiada takie cechy, które docenił Krzysztof w pierwszej Pogawędce:
„(…)  zaangażowanie, miłość do muzyki i basu, ogromne chęci i emocjonalna motoryka (…)”?
Nadszedł czas, aby porozmawiać z Kimś, kto wciela się w tym życiu w różne role. Intrygująco się zapowiadało …

foto: materiały ze strony Sunset Bulvar
Paulina: Ja na razie znam Twoje … hmmm, trzy „ksywki”: Mesjasz, Messi, Zawisza Czarny … Tą ostatnią rozumiem, gdyż wspominała o tym Jowita. Skąd wzięły się te dwie pierwsze?
Marek – vel Mesjasz, basista grupy Sunset Bulvar
- Ta, pod którą może jestem najbardziej znany to zasługa mojego … powiedzmy „ojca chrzestnego”, też Marka o ksywie ‘Pudel’. Pochodzenie? W czasie mojej znajomości z nim byłem fanem zespołu szwajcarskiego – MESSIAH, co nie przeszkodziło mi jednak w próbie sprzedaży ich kasety temu mojemu imiennikowi z … powiedzmy pewnym „narzutem”, czyli trochę drożej. Marek oczywiście
mnie przejrzał i nic nie wyszło z tej transakcji  (śmiech). Miano jednak do mnie szybko przylgnęło. Jeśli chodzi o ‘Messiego’ … widzisz, mam poczucie, że walczę z pewną obłudą, może pozerstwem wśród muzyków. Uważam, że powinniśmy być normalni, bo jesteśmy tylko ludźmi. O Zawiszy faktycznie już wspominała Jowita w Pogawędce Trzeciej. Było jednak sporo innych, uzależnionych od danej sytuacji, czy środowiska w jakim się obracałem – choćby: Moździerz, Heliasz, Muzyk …

- Czy jest któreś, które lubisz jakoś wyjątkowo lub z którym się jakoś tak bardziej identyfikujesz?
- Najbardziej do mnie przylgnęło chyba to pierwsze, czyli Mesjasz. Lubię jednak też określenie Muzyk. Może dlatego, że choć proste, jest dość wymowne – oznaczało kiedyś tyle, że gram.

foto: materiały własne - koncert w Rembertowie 2014
foto: materiały własne - koncert 2014

- Czym właściwie jest dla Ciebie granie?
- Muzyka od dawna jest jedną z najważniejszych spraw w moim życiu. Należałem do różnych zespołów. Mam jednak takie przeświadczenie, że to nie wyścigi - nie muszę grać dużo. Jak jednak już to robię, to staram się dać z siebie maksa. Weźmy choćby znanych wszystkim Beatlesów – żaden nie był może wirtuozem, ale porywali tłumy grając razem. Uważam, że to się liczy. Nie chodzi przecież o to, aby każdy z muzyków pokazywał na scenie swoją indywidualność, jeśli tworzymy wspólnie. Moim zdaniem powinniśmy się raczej właśnie tak … uzupełniać, pracując na sukces całej Ekipy.

- Wspomniałeś o Beatlesach. To jakiś twój muzyczny autorytet? Masz jakiś ulubiony utwór?
- Myślę, że są dla mnie autorytetem głównie jako Zespół – przykład świetnej współpracy różnych ludzi. Co do utworu … owszem mam jeden. Nagrałem zresztą ich cover - z inną muzyczną grupą. Lubię ten kawałek – jeśli ktoś ma chęć sprawdzić, jak wypadliśmy to zachęcam by zajrzeć TUTAJ

- Jak już zaczęliśmy ten wątek teamów muzycznych. Ile ich właściwie było?
- Kilka przynajmniej (śmiech). Obecnie oczywiście liczy się dla mnie najbardziej Sunset Bulvar. Nadal jednak należę do formacji o nazwie SKIBOB, z którą nagraliśmy ten wspomniany wyżej utwór. Teraz co prawda, niewiele się tam dzieje, bo mamy małą przerwę, ale mam wiele fajnych wspomnień z koncertów, jakie daliśmy – chociażby w ubiegłych latach na finałach WOŚP. 

foto: materiały ze strony zespołu SKIBOB - finał WOŚP w 2018
foto: materiały ze strony zespołu SKIBOB - finał WOŚP w 2019

Wiesz, jak myślę sobie o tych zespołach, do których należałem, to mogę powiedzieć, że zawsze byłem tą najmniej doświadczoną osobą. Pamiętam jednak, że na początku tej mojej przygody z muzyką, czyli … no, to będzie z jakieś 30 lat temu już – niektóry mówili, że jestem jak polski Sting, tylko nieśpiewający (śmiech). Nie miałem może warsztatu, ale zawsze charakteryzowało mnie wielkie serce. Niewykluczone, że duży wpływ na takie podejście miały także słowa jednego z liczących się dla mnie Ludzi – basisty z „Róży Europy”. Pamiętam, że często mi powtarzał: „Marek, czego nie wyćwiczysz, to potem wyjdzie.” Dlatego tak dużo czasu poświęcałem, aby opanować różne chwyty …

- Na próbach i koncertach wcielasz się w rolę basisty. Czy zawsze grałeś na tym instrumencie? Co w nim lubisz?
- Bas pojawił się trochę nieoczekiwanie i wciąż jest dla mnie pewnym wyzwaniem, jakoś mnie do siebie przyciąga. Nie będę ukrywał, że jestem samoukiem, choć kilka lekcji miałem. Czasem jednak mam wrażenie, jakby to była moja „pięta Achillesowa” – dużo ćwiczę, a wciąż jakoś nie widzę takich efektów, jakie chciałbym osiągnąć. Nie wiem, może coś robię źle … Z pewnością jednak jest to jakiś nałóg. Można powiedzieć, że i kocham tę swoją basówkę Lucy  i nienawidzę. (śmiech).


- O, widzę, że nadałeś jej imię …
- Można tak powiedzieć, choć to nie moja jedyna gitara. Ta jest już chyba … dziesiąta. Mam akustyka, który świetnie wygląda w teledyskach (śmiech), ale nie tylko.





- Gdy przyglądam Ci się podczas Waszych występów, czasem nie mogę wyjść z podziwu, że można znaleźć nawet w małej przestrzeni miejsce na żywiołowe wygibasy. Uważasz się za spontaniczną osobę?
- Na pewno nie aż tak, abym wyskoczył z gitarą i zaczął na niej grać (śmiech). Można chyba jednak powiedzieć, że nadrabiam niedoskonałości „gibaniem się”. Jestem takim trochę aktorem, czy może tancerzem scenicznym - choć od razu zaznaczę, że jestem wrogiem tańca w parach 😆 Wczuwam się po prostu w klimat i jak coś mnie porusza, to … aż chodzi mi stopa. W sumie, to po niej można poznać, jak mi się gra. Marcin, z którym kumplujemy się od wielu lat dobrze o tym wie. Uzupełniamy się i wspieramy – jak czegoś tam nie dogram, to zrobi to On. Jest świetnym bębniarzem, a mógłby być jeszcze lepszy, gdyby … więcej pracował.

foto: materiały własne ze strony Sunset Bulvar
- Dobra, to teraz coś z serii „niewygodnych pytań” 😁 Tym niemniej nie zdążyłam wypytać Marcina, dlaczego „obsadził Cię” w roli kogoś, kto … ma niby te „siedem żołądków”. Co to oznacza?
- Tyle, że lubię dobrze zjeść (śmiech). A tak bardziej serio … przez wiele lat chodziłem na siłownię. Może nie była to moja pasja, ale ta powiedzmy kulturystyka zajmowała wiele miejsca w moim życiu. Nadal ćwiczę, choć oczywiście nie tak, jak wcześniej. Zrozumiałe, że musiałem dbać o odpowiednią masę, bo szybko spalałem to, co zjadłem. Poza tym – uwaga, teraz zacytuję: „Lubię opierdolić coś na ciepło” (śmiech).

- Masz jakieś ulubione potrawy?
- Hmmm… zaraz się rozmarzę (śmiech). Od mamy to zestaw: schabowy, ziemniaczki i albo młoda kapustka albo marchewka z groszkiem. Jestem fanem tortilli – tej, na której ze mną zresztą byłaś w lokalu o nazwie „Chata Wariatta”. Pracowałem tam kiedyś i mam dobre lub może … smaczne 😉 wspomnienia. Trzecia to oczywiście zupa pomidorowa mamy, najchętniej z ryżem. Myślę, że to jest właśnie moje podium.

- Byłeś pierwszą osobą z zespołu, która po pierwszym koncercie nawiązała ze mną kontakt. Pamiętam też, jak na kolejnym - „U pana Michała” na równi z Robertem starałeś się mną niemal zaopiekować, choć nadal dobrze się nie znaliśmy. Czy to jest oznaka tego „gołębiego serca”, o której wspominał w rozmowie ze mną Marcin?
- Czy ja wiem? Mogę na pewno powiedzieć, że nie jestem miły dla wszystkich. Nie cierpię prostactwa. I tu chciałbym od razu zaznaczyć, że nie ma to dla mnie nic wspólnego z byciem ‘prostym człowiekiem’ – to dwie różne sprawy. „Prostactwo” rozumiem, jako brak podstawowej kultury, takie zwykłe „chamstwo”. Marcinowi jednak chodziło chyba o coś innego. Mam ogromną słabość do zwierzaków. Kocham psy i jeśli decyduję się kogoś wspierać finansowo, to właśnie je. Jeśli mam coś udostępnić na fejsie, to najczęściej są to posty, w którym zawarta jest prośba o pomoc dla jakiegoś schroniska lub konkretnego, często starszego już zwierzaka. Nie potrafię obojętnie przejść obok takich informacji. Jak tylko coś zarobię na jakimś koncercie, to proszę moją siostrę Ulę, aby przelała pewną kwotę danej organizacji. Marzy mi się, by zagrać kiedyś charytatywnie na rzecz zwierzaków. Powiem ci, że ta kwarantanna wkurza mnie też z tego względu, że jak nie występujemy, to nie mam możliwości wspierania tych biednych, często chorych lub samotnych psiaków. A one – w przeciwieństwie do ludzi - nie są fałszywe. Przez tych niejednokrotnie czułem się wręcz wykorzystany - zwyczajnie mnie okłamano lub oszukano, choć chciałem tylko pomóc. To nie jest miłe.

- Z czego wynika ta Twoja miłość do psów?
- Zawsze były u mnie w domu. Teraz niestety nie mogę sobie pozwolić, aby mieć zwierzaka. Ostatnio pracowałem jako barman, teraz z kolei mam zmiany i … brakowałoby mi czasu, aby się odpowiednio zająć psem. A to jest odpowiedzialność. Marzy mi się jednak, aby mieć przykładowo dwa malamuty – wiesz, takie większe okazy 😁 W sumie to chętnie zabrałbym jakieś ze schroniska, ale chciałbym, by jednak to były … „duże mordy”, najlepiej z tego samego miotu.

- Od ostatniego Waszego koncertu w restauracji  Bianco e Verde minął już kolejny miesiąc. Bardzo tęsknisz za Swoją Muzyczną Ekipą?
- Nie, wcale. I to właśnie napisz, że mam playstation, pracę i nie mam czasu tęsknić (śmiech). Oczywiście jednak miło byłoby znowu zagrać jakiś wspólny koncert lub choć próbę. 

foto: materiały własne ze strony Sunstet Bulvar

- Co właściwie oznacza dla Ciebie przynależność do Sunsetów?
- Wszystko. W momencie, gdy dołączyłem do tego teamu mam wrażenie, że … wróciłem „na salony”. Może na razie do tzw. drugiej ligi, bo z pewnością jeszcze wiele czeka nas pracy. Czuję się jednak z nim mocno związany. Uważam, że jak się tworzy Zespół, to każdy daje coś od siebie. Gram więc tak, aby było przede wszystkim słychać Jowitę – jest przecież naszą Gwiazdą, z której jesteśmy wszyscy dumni. Nie zależy mi, aby popisywać się w trakcie naszych numerów jakimiś solówkami. Wolę grać prosto i rytmicznie, uzupełniając pozostałych - tak, aby utwór świetnie brzmiał.

- Powiedziałeś mi – może przy okazji innego tematu – że Sunset to taka „Druga Szansa” dla Ciebie.
- Prawdą jest, że gdyby nie Marcin, który mnie właściwie ściągnął do zespołu, może tak szybko nie wróciłbym znowu do muzyki. Potrzebowałem jednak kilku miesięcy, aby się wdrożyć. Pamiętam pierwsze próby. Były czasem jak przysłowiowa „droga przez mękę” 😉 Jak widać przerwa trzyletnia zrobiła swoje. Na pewno jestem mu wdzięczny, że wyciągnął wtedy do mnie rękę, bo … miałem swoje załamania. Jak myślałem, ile ludzi – może nawet mniej zaangażowanych niż ja – realizowało w tym obszarze siebie, to … wpadałem w kolejnego doła. Zadręczałem się niemal, że mnie taka możliwość omija, bo gdzieś tam po drodze zagubiłem się i byłem zmuszony zrezygnować z grania. Wtedy moja siostra Ula mnie pocieszała twierdząc, że przyjdzie odpowiedni czas także i dla mnie. Nadszedł – dzięki właśnie Marcinowi i Sunsetom. 

Sunset Bulvar - koncert w La Lucy (grudzień 2019)

- Wydawało mi się, że wspominałeś mi kiedyś o jakimś bandzie,  który tworzyłeś z Marcinem …
- Tak, mieliśmy formację, która kojarzyła się nazwą z takim filmem, w którym występował Patrick Swayze – „Wykidajło”, znany też jako „Przydrożny Bar”. Dawne dzieje. Przyznam, że byłem bardzo miło zaskoczony, gdy po latach zadzwonił do mnie. Głównie dlatego, że w tym naszym zespole grało dwóch świetnych basistów, z pewnością dużo sprawniejszych ode mnie. Nie wiem, może jednak Marcin uznał, że jestem od nich lepszy (śmiech). A może fakt, że obaj jesteśmy fanami zespołu TOTO zadecydował? A może jeszcze coś innego 😉

foto: archiwum własne


- Tych zespołów, z którymi grałeś było trochę, prawda?
- Było, fakt. Ten wspomniany już „Road House” z Marcinem, był także „Spleen” oraz „Rage”. Generalnie rockowe klimaty. Formacje, z którymi naprawdę czułem się związany to właśnie ten z Marcinem oraz team tworzony ze Świergolem - był na naszym koncercie w La Lucy. Gość dla mnie bardzo ważny, bo dzięki Niemu też gram. Kolejny znaczący zespół to ten wcześniej wspomniany „SKIBOB”, z którym nagraliśmy dwie płyty. Obecnie co prawda jest w tzw. „letargu”, ale nadal zajmuje sporo miejsca w moim sercu (śmiech). Oczywiście mocno czuję się związany z Sunset Bulvar – bez dwóch zdań – jednak gdzieś tam pozostaje wciąż we mnie ta sympatia do innych trochę może klimatów. Także - co może Cię zaskoczy - do Hip-Hopu.

- Wiem, że na pewno zrobicie wszystko, aby wydać Waszą debiutancką płytę „MANIA” o elektronicznym brzmieniu. Tam mają się znaleźć autorskie utwory, czyli muzyka stworzona przez Was - instrumentalistów, do tekstów Roberta, zaśpiewane przez Jowitę. Podoba Ci się ten materiał?
- Powiem prosto: żałuj, że nie byłaś na naszej próbie. Zobaczyłabyś, jak Marcin przesiada się z cajona na perkusję. Co on wtedy wyprawia! Tego jednak trzeba posłuchać, bo … żadne słowa nie oddadzą tego klimatu. Aranżacje, które tworzymy są na serio super!

foto: materiały własne ze strony Sunset Bulvar

- Jowita podczas naszej rozmowy użyła określenia, że Robert „(…) spadł nam z nieba (…)”. Też tak uważasz? Jak wspominasz tamto zdarzenie?
- Pamiętam je bardzo dobrze. Pracowaliśmy wtedy z moją siostrą w takim znanym warszawskim pubie „Marcinek” - teraz już niestety nie działa. W tamtym okresie doszliśmy do wniosku, że dobrze byłoby wprowadzić jakieś zmiany. Pojawił się pomysł na spotkania poetyckie. Zrobiliśmy z bratem plakaty i tak się złożyło, że zainteresował się nimi właśnie Robert, który u nas bywał. Wspólnie zorganizowaliśmy dwa takie wydarzenia, a potem tak jakoś spontanicznie zaprosiłem Go na jeden z naszych koncertów. Spodobało mu się i … tak w sumie zaczęła się nasza bliższa znajomość. Potem okazało się, że świetnie pisze – teksty, które przygotował, są niemal pisane dla Jowity. Myślę, że świetnie się dopasowali. Z czasem Robert stał się nie tylko naszym tekściarzem, ale także Managerem Zespołu, z czego bardzo  się cieszę. 

foto: materiały własne ze strony Sunset Bulvar

- Jesteś ostatnią Osobą, z którą prowadzę Pogawędkę – w ramach cyklu o zespole Sunset Bulvar. Przeczytałeś - w poprzednich publikacjach - co sądzą o Tobie „muzyczni Ziomale” 😏 Masz szansę teraz powiedzieć kilka słów na ich temat. Co usłyszę od Ciebie?
- Jowita – „złote ziarno” – niesamowity talent i profesjonalizm, a przy tym … „leniwa diwa” (śmiech) już wyjaśniam … chodzi o to, że ma swoje humorki. Przykładowo, na próbie nie daje z Siebie wszystkiego, bo „ona nie musi”. Poza tym to taki „czwarty Kumpel” – jest oczywiście kobieca, ale potrafi też powiedzieć coś takiego … mocniejszego 😁 Z pewnością dzięki Jej talentowi istniejemy, ale myślę, że i Ona realizuje się dzięki nam – uzupełniamy się. Inna sprawa, że mam wrażenie, jakbym na taką właśnie wokalistkę czekał niemal całe swoje życie. Gdybym poznał ją te dwadzieścia lat temu, to może byłbym teraz w innym miejscu. Moja deklaracja odnośnie roli „Zawiszy Czarnego” jest oczywiście aktualna, bo zawsze chętnie Jej pomogę. Można powiedzieć, że … Jowita jest „muzyczną damą mojego serca” (śmiech).
- Krzysiek – łociec, bo jest niezwykle opiekuńczy, taki który i wytłumaczy i czasem opieprzy, świetny muzyk, jak również kumpel – można z Nim wiele godzin przegadać, charyzmatyczny, wspaniały człowiek i tyle …
-
Marcin – mój muzyczny brat, z którym znamy się jak przysłowiowe „łyse konie”… wiele razem przeszliśmy w życiu. Dzięki niemu zresztą znowu gram
-
Robert – świetny tekściarz, poeta publikujący na stronie Twórczość Roberta Baranowskiego i fajny kumpel, choć nie rozumiem tej Jego fascynacji „Dżemem” (śmiech), super w roli managera, taki nasz … ‘Dobry Duch’.



- Oto Pozytywny Akcent na zakończenie cyklu „POGAWĘDKI z Sunset Bulvar” 😀 Może kiedyś namówię Was na kolejne? Dziękuję, Ci Marku za rozmowę i oczywiście życzę Wam sukcesów w muzycznym świecie.