- Czy sądzicie, że ja też mogłabym spróbować? - usłyszałam nieoczekiwanie pytanie, dobiegające ze zdjęcia, wyświetlającego się na ekranie laptopa. Od jakiegoś czasu usiłowałam uporządkować pliki, które spontanicznie powoływałam do życia i umieszczałam na dysku. W niektórych ukryły się teksty, w innych obrazy - istny "groch z kapustą", jak się kiedyś mawiało. - Mam już nawet gotową własną ... Opowieść - komunikat, który odebrał mój mózg, ożywił go nieco i spojrzałam na zdjęcie uważniej.
- Naturalnie - uśmiechnęłam się, spoglądając na kolejną anielską postać, która kiedyś narodziła się w Galerii "Bruklin 5" w Stanisławiu Górnym, na terenie ziemi lanckorońskiej. Walizki były spakowane prawie całkowicie i mogłam ponownie powrócić do swojej Krainy Słów. Zrobiłam to zresztą z Wielką Przyjemnością, chwaląc opcję "zaprogramowania" daty publikacji stworzonego wcześniej wpisu.
- Wspaniale! - skrzydlata postać uśmiechnęła się delikatnie, po czym podjęła wątek ... W takim razie - zawahała się jeszcze chwilę, a może tylko chciała nabrać więcej powietrza ...
💗💗💗💗💗
... opowiem Ci ... Bajkę
"O tym, jak to było z pewnym jajkiem ..."
... znalezionym przez jednego z niezwykle Ciekawskich Turystów, który jakiegoś tam dnia zawędrował o poranku w te okolice. Dotarł tu ze swoim aparatem, mając nadzieję, że zachowa na karcie pamięci, nowe obrazy budzącego się Słońca. Nikt spośród podobnych mu pasjonatów fotografii, nigdy nie był pewien, w jakim humorze powróci z Krainy Snów. Gdy było wyspane, pomagało tworzyć niezapomniane kadry. Takie, które wywoływały emocje i chęć oglądania ich od nowa. Choćby na wystawach - najlepiej jego, o czym skrycie marzył. Dawały nadzieję - na nagrody w konkursach oraz ogólną, wewnętrzną radość. Poczucie zadowolenia, które napędzało do dalszej pracy i chęci odkrywania. Na takie ujęcia dziś właśnie liczył, gdy bez słowa skargi pozwolił budzikowi, wyrwać się z sennych wizji bladym świtem. Oj, trudno było oprzeć się pokusie pozostania kolejnych godzin w pachnącej pościeli, na wygodnym szerokim łóżku. Lubił zasypiać tutaj - w domu swojego prywatnego Anioła, w osobie Pani Stasi. Była Kimś więcej dla niego, niż Gospodynią ... była niczym babcia i tak właściwie Ją postrzegał od pierwszego ich spotkania. Uratowała go, nie bacząc na to, że jest na wskroś przemoczony i brudny, podobnie jak jego plecak, który towarzyszył mu kolejny rok. Pamiętał tamten moment, gdy stanął przed drzwiami Jej ukochanego domu. Przywoływał z łatwością emocje, które odczuwał. Nawet jeśli było ich ... tak wiele. Zgubił wtedy mapę, a komórka totalnie się rozładowała. Miał jednak jakąś niesłabnącą nadzieję, że znaleziona po długim przedzieraniu się przez okoliczne lasy droga, zaprowadzi go do celu. Nic jednak nie było w tym świecie takie proste. Gdy już wreszcie zamajaczył się mu na horyzoncie jakiś znak, okazał się być kolejną zagadką. Dwie strzałki dobitnie pokazywały, że znalazł się na rozstaju.
"No i co teraz, brachu?" - osunął się na kolana, prawie bez sił. Ubranie przylgnęło mu do ciała, a plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami ciążył tak, jakby zamiast nich, dźwigał kamienie. Był tak zmęczony, że nawet głód przestał mu doskwierać. Marzył tylko o tym, aby zamknąć oczy i ...
"No i co teraz, brachu?" - osunął się na kolana, prawie bez sił. Ubranie przylgnęło mu do ciała, a plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami ciążył tak, jakby zamiast nich, dźwigał kamienie. Był tak zmęczony, że nawet głód przestał mu doskwierać. Marzył tylko o tym, aby zamknąć oczy i ...
- A co ty tu ... zagubiony Wędrowcze robisz, co? - usłyszał nagle głos i ostatkiem sił uniósł powieki. Z początkowo lekko zamazanego obrazu, zaczęła się wyłaniać postać jakiejś Kobiety, o sympatycznym głosie. Melodia dźwięków podziałała i zdołał się dźwignąć na nogi, by potem przejść jeszcze ileś tam metrów i stanąć przed sporym, nieogrodzonym domem z ładnie utrzymanym trawnikiem przed posesją. - No, to ... jesteśmy na miejscu. Odstąpię ci jeden z naszych pokoi. Nic wielkiego, bo nie wynajmujemy go odwiedzającym okolicę turystom. Jest jednak tam wygodne łóżko, duża kołdra i dwie poduszki, które za kilka chwil powlecze się świeżo upraną pościelą. Łazienkę masz obok, a po drugiej stronie korytarza drugą - z prysznicem. Jeśli chcesz, możesz zamieszkać tu kilka dni, aby nabrać sił przed dalszą podróżą. Nie zostaniesz tu przecież na zawsze, prawda? - roześmiała się, a po jej twarzy przebiegły mimowolne skurcze, pozostawiając w kącikach oczu i warg, ślady drobnych "kurzych łapek".
- Pewnie ma pani rację. Nie byłoby to raczej możliwe - w uśmiechu krył się smutek, który zmącił błękit jego bystrych oczu. Nagle przygasły, jakby nawet zbladły. Twarz - jeszcze przed chwilą ledwo muśnięta pełnoletnością - dopisała na swoim koncie przynajmniej dekadę. Patrzyła w oblicze kogoś, kto mimo młodego wieku, zyskał już kilka blizn na sercu. Wciąż wyczuwalnych stwardnień, choć nić miała się wchłonąć całkowicie. Nie mogła uwierzyć, że zdążył już poznać gorzki posmak doświadczeń - niczym czekoladek-niespodzianek przesłanych przez Los. W imię czego?
"Czego szukasz, młody Człowieku?" - chciała zapytać, ale słowa nie ośmieliły się opuścić jej ust. Nie była pewna, czy jest gotowa, aby wypełnić swoje zadanie. Przygotowywała się na tę chwilę od lat, ale ... gdy wreszcie nadeszła, ona poczuła, że odczuwa takie zagubienie nową sytuacją, że cały przećwiczony wcześniej plan, rozkruszył się ... niczym glina w dłoniach ceramika.
Poczuł przyjemny dreszczyk, gdy jakiś wesoły promień słońca połaskotał go ... Tak! dokładnie w prawe ucho, a kolejny złożył pocałunek=stempel na nosie. Zamrugał powiekami, z których zsuwały się ostatnie obrazy wspomnień. "Teraz" zachłannie wdzierało się w jego przestrzeń i to wszelkimi możliwymi zmysłami. Czuł się oszołomiony, a jednocześnie szczęśliwy. I jeszcze ten skarb ukryty pośród nabierających kolejnych kolorów tęczy traw. Był jak Podarunek od Przeznaczenia, które niby nieśmiało chowało się pośród rosnących tu gęsto drzew, a jednocześnie uwodziło echami dawnych Marzeń. Potraktował "Znalezisko" jako Miłą Niespodziankę, która miała mu osłodzić powrót do zwykłego życia, które zostawił poza granicami tej ziemi. Dopóki był tutaj, tamta rzeczywistość nie miała do niego dostępu. Nie mógł jednak w nieskończoność ukrywać się tutaj. Miał do wykonania określoną misję. Nie mógł zawieść. Nie on ...
Klucz zazgrzytał cicho w zamku. Na klatce było ciemno, choć księżyc - jak zwykle zaglądał w wybrane okna mieszkań. Na chwilę zapatrzył się w jego poświatę. Wyobraził sobie, że żegluje teraz na statku, o którego solidny kadłub cicho odbijają się fale oceanu.
Inny chrobot przywrócił jego myśli na poprzedni kurs. Otworzył drzwi, by znaleźć się znowu na pokładzie swojej "łajby" - idąc tropem skojarzeń. Marzył, aby wyciągnąć się w swojej kajucie na koi, a potem usnąć ukołysanym żeglarskimi opowieściami. Coś jednak musiał zrobić ze swoim Towarzyszem, który wciąż był zaklęty w jajku. A to miało swoje prawa i potrzeby, które obiecał spełnić - w chwili, gdy odebrał je ziemi. Rzucił plecak na podłogę, po czym odłożył trzymane zawiniątko na komodę, obok kluczy. Nie zdejmując butów wszedł do sypialni i otworzył szafę. Zajmowała niemal całą ścianę, ale mieściła wiele różnych rzeczy. Po dłuższej chwili z triumfem na twarzy wyciągnął starą, wełnianą czapkę. Odnalazł też w jednym z pudeł trochę waty, imitującej podczas świąt śnieg na choince i wrócił ze zdobyczą do miejsca, gdzie spoczywało ... jego jajko.
Z troskliwością umościł je w nieużywanym już nakryciu głowy i otoczył jeszcze sztucznym puchem. Potem zaniósł do swojej pracowni i położył na biurku. Sięgnął ponad jasnym owalem z drobnymi plamkami, który teraz przypominał kamień wyszlifowany przez wodę. Nieduża lampka obudziła się i popatrzyła na to, co właśnie wyłoniło się z ciemności. Długo się przyglądała, zastanawiając, czy kiedyś coś zmieni się w scenerii, oglądanej od powrotu mieszkańca tego lokum. A stałym jej motywem było owo "Coś", co coraz rzadziej leżało spokojnie.
I wreszcie nastał taki dzień, gdy znowu ruszył w kolejną podróż. Narzucił na ramiona swój wyświechtany i pamiętający czasy dawnej świetności plecak, po czym wkroczył na pokład. Wytyczył kurs wg mapy swego przodka, sprawdził przyrządy i siłę wiatru. Połacie materiału rozpostarły swe skrzydła, jakby też czekały na ten moment. Usłyszał delikatny szum - to duet wody z wiatrem miał właśnie kolejną próbę. Stanął prosto, przy sterze i wyobraził sobie, że jest Żeglarzem, zmierzającym do kolejnego portu. "Brakuje mi jeszcze tylko jakiegoś ptaszyska ... " - zaśmiał się do własnych myśli. "Może na najbliższym lądzie rozejrzę się za jakąś papugą?" - obracał pomysł w głowie, próbując podjąć decyzję.
Trach! Niezbyt głośny, ale jednak do wychwycenia dźwięk, odwrócił jego uwagę. Rozejrzał się, ale nie było nigdzie śladu po oceanie, żaglach i odległych światłach latarni. Siedział w swoim ulubionym fotelu z pilotem w ręku, mając przed sobą włączony telewizor. Spojrzał na telefon i z zaskoczeniem zauważył, że chwilę temu wybiła północ. Spał zatem może ... z godzinę - może półtorej. Należało się jednak ruszyć i pościelić łóżko. - Tup, tup, tup - nowe dźwięki wyłoniły się spod płaszcza Nocy. Zaciekawiony ruszył w tamtym kierunku i po chwili ... w przytłumionym świetle lampki, ledwo sięgającym paneli ujrzał ... jakąś małą postać. Wyglądała trochę jak przysłowiowa "kupka nieszczęścia" - nastroszona, szaro-czarna, z małym paseczkiem żółtego, który co kilka sekund rozszczepiał się na dwa.
- Raaany! Ale się porobiło!? Kim jesteś, Przybyszu z jajka? - odezwał się najspokojniejszym tonem, na jaki teraz potrafił się zdobyć. Czuł, że Gość też jest lekko oszołomiony całą sytuacją. Wydawał się przy tym taki kruchy i bezbronny. Nawet nie próbował rozprostować skrzydeł, jakby nie mając pojęcia, do czego mogłyby mu służyć. - Jak już się powiedziało "A", to należy ciągnąć ten alfabet - powiedział do siebie, podejmując decyzję. Szybkim, niemal kocim, zwinnym ruchem doskoczył do ptaka i nakrył go dłońmi, po czym usadowił na powrót w czapce. Postanowił na razie nie oczyszczać przestrzeni Lokatora ze skorupek jego poprzedniej kryjówki. Należało raczej złowić dla niego jakąś kolację. Rozejrzał się w lekkiej panice po pokoju, by uśmiechnąć się chyba po raz pierwszy z tym - tak charakterystycznym dla "wszelkiej maści Rozrabiaków" - błyskiem w oku. Wywołał go widok kilku latających po pokoju much. TAK, zamierzał sprostać wyzwaniu i ... zapolować, znowu wierząc, że wysiłek się opłaci.
Minął jakiś czas i nowy Lokator zadomowił się na dobre. Czasem można było nawet odnieść wrażenie, że ... świetnie nadaje się na podróżującego ptaka. Tyle, że raczej pasował do pirackiej braci, niż spokojnych rybaków, czy żeglarzy. Wszędzie go było pełno i zaczepiał niemal każdego, kto się napatoczył. Ulubioną jego rozrywką było ... gnębienie Burego Kota sąsiadów z parteru, który codziennie wyruszał na swoje spacery po terenie.
- Wstyd mi za ciebie - mawiał do ptaszyska, biorąc się pod boki. - Ale widocznie już Taka twoja natura - Wrednej Sroki ...
- Może i tak, a może i nie - odskrzekiwał pyskaty stwór, który w niczym nie przypominał już tamtego puchatego, grzecznego ptasiego dziecka. - Podobno nie można nikogo ... "szufladkować", a ludzie ciągle to robią.
- Masz rację. Nie oznacza to jednak, że mamy bezmyślnie powtarzać ich błędy. Możemy i powinniśmy nawet! zmieniać się, dając sobie przestrzeń na wzajemne odkrywanie - nieoczekiwanie głos zabrała Kobieta, wchodząca do pokoju. W dłoni trzymała kartkę, zapisaną rządkiem zgrabnych liter. - Fajne dla mnie jest to, że nawet taka postać, jak ty - mrugnęła porozumiewawczo do "pierzastego rozbójnika" - bywa inspirująca. Co o tym myślisz? - oderwała wzrok od ptaka, przenosząc swoją uwagę na jego twarz. Przed upływem trzech sekund podała mu skrawek papieru. Zaintrygowany odebrał go z jej chłodnych dłoni, poprawił okulary i ... zaczął czytać:
Usiadłam
w parku na ławce
A
tuż obok - na drzewie
schowała
się sroka -
chyba
myśli, że o tym nie wiem..
-
Czyżbyś ty, ptaszyno mała,
coś
mi zaraz zabrać chciała?
Wisioreczek? Bransoletkę?
Pierścień,
broszkę, portmonetkę?
Sroczka
tylko dzióbek krzywi,
co
mnie śmieszy oraz dziwi
-
Cóż za wstrętne pomówienia –
skrzeczy
do mnie bez zwątpienia
-
Przecież wiem, że kraść jest brzydko,
choć
wzbogacić się można szybko
i nie częstuj
mnie, proszę - skórką chleba
wolę ślimaki lub ziarna zbóż ... Tego mi potrzeba ...
* * * * *
- Jeszcze nie wiem, czy to byłby już koniec mojej Baśni - Anielica ze zdjęcia, w które wpatrywałam się od dłuższej chwili, uśmiechnęła się nieśmiało.
- To może być jednak Dobra Opowieść ... - odwzajemniłam serdeczne spojrzenie, myśląc, jakie Anioły spotkają Goście w Leśnym Ogrodzie Renaty i Franka podczas wystawy "Trzy Muzy, Pięć Artystek ..." - 8 sierpnia 2020. A to by mogło oznaczać, że ... opowiedzą nam ... kolejne Bajki 😎
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz