Nawet jeśli kiedyś próbowałam to robić ... choćby jeszcze na poprzednim blogu można znaleźć piękne podsumowanie mijającego roku. Wtedy to było pożegnanie 2018. Tęsknię za ... anielską puchatością i bielą śniegu. Drobinkami wirującymi wesoło w powietrzu i osiadającymi tam, gdzie pchnie je podmuch zimowego Wiatru. W Wawie Pani Zima ... złagodniała od dobrych kilku lat, choć ... wciąż potrafi ukazać swoje jednak srogie oblicze. To tyle, tytułem wstępu ...
💤 💤 💤 💤 💤 💤 💤 💤 💤 💤 💤 💤 💤
... to miał być najlepszy, bo ostatni dzień tego roku. Nietypowego. Dla wielu ludzi. Jej Rodziny. Znajomych. Jak również tych mniej znanych osób ... Nikt z jej otoczenia nie spodziewał się, że euforia - ta, która ogarnia człowieka, gdy tuż, tuż! nad jego głową wybuchają feerią barw i huków ... nadzwyczajne kompozycje sztucznych ogni - tak szybko się ulotni. Wtedy nie miała o wielu sprawach pojęcia. Pamiętała z tamtej nocy, że długo jeszcze stała i patrzyła w niebo. Tupała cicho stopami, których z pewnością nie mogły ogrzać nowe, eleganckie szpilki. Wybiegając szybko - na dźwięk odliczania - z wypełnionej gorącymi oddechami sali, o podłodze drżącej jeszcze długo od energii ich ciał, złapała w przelocie swój płaszcz. Teraz niemal błogosławiła się za tę chwilową 'przytomność umysłu'. Postawiła wysoko kołnierz, opatulając trochę swoją szyję. Piękna kreacja w kolorze czerwonego wina uwydatniała jej smukłość. Niestety, podobnie jak obuwie, w żaden sposób nie pomagała w utrzymaniu poprzedniej temperatury ciała. Zadrżała leciutko, gdy kolejny ruch stóp, wprawił jeden z obcasów w mały piruecik.
"Niekontrolowany poślizg. Uwaga! Wszyscy w gotowości?" - wyszeptała, naprężając ciało. Nie zamierzała dawać tutaj żadnego popisu akrobatycznego. Mógłby się zakończyć tylko klapnięciem pupą w jakiejś zaspie. "Brrrryyyy" - nie, zdecydowanie o czymś takim nie marzyła. Na szczęście udało się jej odzyskać równowagę. Stała przez chwilę spokojnie, prawie zupełnie bez ruchu. Patrzyła w niebo, które teraz nabrało nowych barw. Takich, o które trudno byłoby je posądzać. Owszem, oprócz palety swoich "niebieskości", ukazywało czasem chmurne szarości, bądź łagodne biele. Bywało jednak i tak, że przybierało służbiste granaty lub poważne i srogie czernie. Teraz natomiast chyba oszalało wraz z całym światem. Błyskało żółciami, pomarańczami i czerwieniami słońca wtedy, gdy się budziło lub kiedy szło spać. Zaskakiwało zielonymi punkcikami, które niczym drobne skrawki skoszonej, świeżej trawy, ulatywały ze swawolnym wiatrem. Malowały się niemal same - tuż przed nią - różne obrazy, by za chwilę zniknąć. Na zawsze! Cóż! Tak. Była urzeczona tym pokazem. A może tym Szaleństwem. Tak bardzo, że już nawet przestała odczuwać, że zaborcze, mroźne powietrze zakrada się pod jej płaszcz.
- Niezwykle widowiskowe, prawda? Widzę, że nie możesz oderwać od nich wzroku. Wciągnęły cię aż tak w swój świat? Zobacz sama, jak one krótko żyją. Zaledwie kilka chwil! - usłyszała nagle znajomy głos. Czaiły się w nim rozbawione nuty. Owionął ją najpierw zapach wody, którą się skropił tuż przed samym wyjściem. Trochę zaszalał i śmieli się potem, że nie wywietrzeje do rana. Wciąż miał swoją moc. Trzymał się jego skóry. Wędrował od policzków do ramion. W jedną i drugą. Unosił się ... może?na delikatnych, jasnych włoskach jego klatki piersiowej. Ukrytej teraz pod zamszem marynarki i puchowej kurtki. Usłyszała ostatnie kroki. Zaskrzypiał śnieg i nagle wszystko się jakby zatrzymało. Zadrżała pod wpływem tej nagłej ciszy, nie ciszy. Zewsząd przecież wybuchały jeszcze wciąż kolejne petardy. Nagle przestała je słyszeć, skupiona na wyłapaniu innych dźwięków. I wtedy to się wreszcie stało. Poczuła spokój. Spłynęło na nią coś w stylu ukojenia, czy może rozluźnienia. Niezwykle przyjemne ciepło, powolutku i z wielką gracją, sunęło po jej ciele. Dalej ... dalej ... przed siebie.
- Ale! za to jak ŻYJĄ! Chciałabym tak. Wreszcie! Coś poczuć w swoim sercu. Jego drganie. Jego sekretną mowę. - zaśmiała się cichutko, ufnie wpadając w jego silne ramiona. Poczuła bicie jego serca. Może jednak usłyszała. - Może i dany im jest krótki czas. Niewykluczone, że nawet zbyt krótki.- wyszeptała w jego ucho, które nieoczekiwanie znalazło się w zasięgu jej ust.
Skojarzenie, niczym obłoczek lekko popchnięty przez Wiatr - nadpłynęło ... po czym przycupnęło cicho obok. Była sama w domu. Znowu. Przestała już nawet liczyć, ile upłynęło tych ... ha-ha ... "Cudownych Sylwestrów" z ... jakąś tam cyfrą. Bez większych emocji przygotowywała się na pożegnanie upływającego roku. Można dużo byłoby o nim mówić. Magiczna Północ. Godzina Dwunasta. Barwna w swojej wieloznaczności. Ona myślała trochę inaczej. Dla niej ... to był ważny moment. Naprawdę ... Przełomowy. Takie jakby "Przekazanie władzy". Przyglądała się bardzo uważnie tej ... Ceremonii. Obserwowała i notowała w głowie wszystkie przydatne szczegóły, które uchwycił jej wzrok. Było to niczym kadr z aparatu fotograficznego.
"Ale o czym?! to ja ... O, rety! ... ja nie tylko gubię się w swoim mieście ... robię to też w swojej czaszce. Wręcz czuję, jak mi puchnie ... Niedobrze!" - pomyślała i pokręciła głową. Nie była z siebie zadowolona. Na pewno nie teraz. Nerwowo przygryzła końcówkę jednego z kosmyków, który - niczym kamikaze - wpadł do jej nieznacznie rozchylonych ust. Zabolało. Tego włosa oczywiście ...
"Już wiem! Tak! To miał być najlepszy Sylwester od ... iluś tam już lat. Miał być ... och! Wyjątkowy! totalnie Inny, niż te wszystkie poprzednie, odkąd ... mogła przecież, ale ... okazji nie szukała od dawna ... przestała być tym ... "Podróżnikiem". W łydki coraz częściej, całkiem znienacka! łapały ją skurcze. Najgorzej było wtedy, gdy spotykała się z dorosłymi już Dziećmi. Te ich troskliwe lub przerażone spojrzenia. Żyła! Nadal łapała ... może czasem zbyt łapczywie ... ha-ha ... lekko mroźne lub przesycone mgłą, powietrze. Nie potrzebowała litości. Była wdową, którą w zasadzie ... już! teraz cieszyła taka "pozycja społeczna". Nie szukała kolejnych męskich ramion. Nie musiała. One czekały. Niemal tuż obok. Trochę ją to przerażało momentami, gdyż ... była przekonana o tym, że nie dała nikomu powodów do tego, aby "wypaczał" jej rzeczywistość. Nie stroniła od towarzystwa mężczyzn. Miała wielu znajomych, a nawet i ... przyjaciół na całym świecie. Nie była na bieżąco - w jej wieku trochę trudno było nadążyć. Nie ta kondycja, niestety. Plus setki pewnie już ... paczek różnych marek papierosów. Wciąż paliła. "Ko(p)cisz, baba, jak ... pufpuf ... Baja?" - pytał jej ... niespełna trzyletni wnuczek o wdzięcznym - choć jednak ... może nie do końca odpowiednim - jak na obecne czasy pośpiechu - imieniu: Franciszek. Zdarzało mu się nadal "zjadać" niektóre literki
Zupełnie nie miała pojęcia, co "strzeliło do głowy" jej córce. Dlaczego mając łatwe do skrócenia imię, ale jednak na swój sposób ... dystyngowane, czyli: Katarzyna ... Na dodatek, wychodząc za mąż za człowieka o krótkim imieniu: Piotr, nada swojemu pierworodnemu synowi takie, które ... ok., może kiedyś brzmiało rewelacyjnie. Dziś, było zwyczajnie za długie. Pachnące lekko naftaliną. Zawierciło ją w nosie, ale pohamowała odruch kichnięcia.
Wnuczek. Syn jej córki, Katarzyny. Pierworodny. Znała to uczucie. Brat Katarzyny był od niej starszy o niecałe trzy lata. Syn! Jej Największy Skarb. Poród nie należał do wspomnień, do których chciałaby wracać. Podobnie jak do tego koszmarnego czasu zwanego przez wszystkich ... "Połogiem". Minęło. Pozostało wyblakłymi obrazami w jakimś albumie. Może nawet ... tylko kopercie. Obecnie nie znała nikogo, kto by szedł do fotografa, aby wywołać zdjęcia. Wszystko niemal było umieszczone w wirtualnych magazynach.
- Co lobiś, baba? - usłyszała znienacka i poczuła na sobie lepkość małych łapek. Mięsistego, ale bardzo małego ciałka. Lubiła ten dotyk. Zapach. Odwróciła głowę.
- Obudziłeś się, Fran? - w jakimś dziwnym uporze i wbrew złym spojrzeniom Katarzyny, skracała imię swego wnuczka. Ależ była stara. "Dobrze, Gościu gada, choć prostym językiem. Lubię go za to bardzo, choć ... ha ha ... uczynił mnie jednak tą ... babą ..." - pomyślała ze szczerością, która lekko zakłuła.
Patrzyła z rozbawieniem w oczy małego Człowieka. Cieszyła się tym czasem, który mogli spędzić razem. Dopiero bowiem, gdy jej Dzieci przekroczyły określone granice wieku, zrozumiała ... że pewne chwile już nigdy nie powrócą. Nie było takiego zaklęcia, które mogłoby je przywołać, ożywić. Niestety, z upływem lat, ostrość obrazu - pogarszała się. Zacierały się kontury znanych dobrze kadrów. Natłok wspomnień, które kolekcjonowała powiększał się wraz z wiekiem. To sprawiło, że niektóre z nich zaczęły się na siebie nakładać. We Franiu widziała swojego syna, gdy był dokładnie w tym wieku. Podobieństwo było porażające. Zaskoczona wpatrywała się w fotografie swojego pierwszego dziecka w starych albumach, by porównywać je z tymi, które sama zrobiła komórką. Te same ciemne włosy, które trudno było ułożyć. Szczególnie po nocy lub drzemkach w dzień, potrafiły okazać swój "artystyczny pazur". Sterczały w różnych kierunkach. Niektóre fantazyjnie się zawijały. Inne, jakby czymś wystraszone? przytulały się ciasno do czaszki. Kolejne podobieństwo to ... Oczy. W kolorze bursztynu.
Prawie całą ciążę spędziła u rodziców. Mieszkali w znanej turystycznie miejscowości. Do morza było tak blisko, że codziennie chodziła tam na spacery. Czasem z kimś, a niekiedy sama. Nie czuła się jednak samotna. Była przecież z nim. Na zawsze już połączyła ich ta niezwykła więź. Coś, czego nie da się tak łatwo przeciąć, jak choćby ... pępowinę przy porodzie. Kiedy spacerowała brzegiem morza w towarzystwie innych osób, tylko słuchał rozmów. Niewiele rozumiał, ale rozpoznawał tembr jej głosu. Podobał mu się. Poruszał się czasem na różne sposoby. Dokładnie tak, jak on. Też lubił sobie czasem pozwolić na jakieś ... ha-ha ... taneczne wygibasy. Nauczył się tego od niej. Często włączała jakąś muzykę. Bywało, że cicho sobie podśpiewywała. Pewnie znała słowa. Rozumiała je i wymawiała po swojemu. On mógł tylko wsłuchiwać się w wibracje dźwięków. Nauczył się je rozpoznawać, choć nadal ... kojarzył tylko poszczególne słowa. Próbował się domyślać. Marzył. Tworzył własną rzeczywistość. Najlepiej szło mu wtedy, gdy czuł, że ona jest szczęśliwa. Kiedy to było? To proste. Gdy słyszał jej śmiech. Śmiała się ostatnio dużo częściej. A może to on dopiero od niedawna zaczął na to zwracać uwagę. Miał czasem wrażenie, że ... pewne ważne sprawy zacierają się w jego pamięci. A może? ... po prostu ona jeszcze nie była gotowa na to, aby zapisać trwale pewne dane. Umykały mu więc. Potem na nowo je odkrywał i dziwił, że są. Nauczył się więc cieszyć chwilami. Razem z nią. Czasami budził go jej śmiech. Wypełniał ją niemal ... Tak! po brzegi i pewnie mógłby nawet wydostać się otworami w jej ciele. Wydobyć się lekką mgiełką z jej uszu. Niczym dym z papierosa. Czasami paliła i bardzo tego nie lubił. Śmierdziało potem wszystko jakimś niezbyt drogim tytoniem. Wręcz czuł, że wtedy i on nim przesiąka. Miał bardzo wrażliwy węch. Ten zapach, który jakoś jednak przedostawał się przez ubranie, włosy i skórę sprawiał, że ... kichał. Podskakiwało przy tym, całe jego ciało. Było jak grzmot. Przelatywało, wybuchając niespodziewanie przy uchu. "Takie Wielkie BRrrYYyy" - roześmiał się cichutko, ale wesoło i postanowił sprawdzić, czy uda mu się jeszcze wykonać fikołka. Jego ciało powiększyło objętość od jakiegoś czasu i coraz trudniej mu było wykonać pewne ruchy. Trochę tego żałował, bo te swawolne koziołki sprzed jakiegoś czasu, sprawiały mu wiele radości. Czasami towarzyszył w podobnych aktywnościach jej. Najczęściej właśnie przy jakiejś muzyce.
Dźwięki wydawały się wręcz kusić i zapraszać do zabawy. Owszem, odszukała te utwory po to, aby nabrać energii i chęci do życia. Obecność Frania lekko wywracała jej poukładany świat. Znowu doświadczała ... tych emocji i zdarzeń, w których uczestniczyła ... z Mateuszem. Jej ukochany-m Mat-cie {Macie}. Czasem sobie z nim żartowała, wymyślając zabawne wierszyki. Takie, jak choćby ten. Przywołała, niczym pstryknięcie palcami słowa, układające się w rymowankę:
czy Ty wiesz, mój Drogi
Macie, że
całkiem do twarzy
Tobie - w tym szpa-gacie
ale wciąż myślę:
to ... Ma-cie, czy nie-Macie
ochoty - by dalej po-ćwiczyć
na tej nowej ... macie
bo-oOo!
jeśli tej chęci
jednak! nie Macie
to nie będzie
tak miło - Oj! Nie!
więc tu i teraz!
zdejmuj-cie te gacie ...
"Ha, ha, ha" - roześmiała się szczerze na to wspomnienie. Pamiętała wystraszone nagle spojrzenie Synka. Ona chciała stworzyć coś zabawnego, trochę rzeczywistego, a trochę nie ... coś, co miało mieć też pewną swoją melodię. Rymy wydawały się jej do tego najlepsze. Myślała, że się udało i będzie zabawnie. Było. Do chwili, gdy przebrzmiały ostatnie słowa. Z biegiem lat tylko się z tego śmiali. Za pierwszym razem jednak było inaczej. Nagle bowiem, ujrzała zmieniający się wyraz małej twarzyczki, a potem jej słodki Synek, Mat wyszeptał:
- Cesz dać mi lapsa? Ciemu?
Jego piękne, duże oczy patrzyły wprost na nią. W tęczówkach buzowały emocje. Ich bursztynowy kolor nabrał wtedy jakiejś Mocy. Może to właśnie cecha tego "kruszcu". Całe swoje istnienie spędza wśród fal. Słucha ich szeptów, jęków, nawoływań. Wyczuwa wibracje, gdy krzyczą gniewnie. Tak! tak, to wszystko pozostało w bursztynie. Wspomnienia dotyku morskiej wody, która potrafiła pluć wręcz pianą. Walczyła i ulegała. Ciągle w jakimś ruchu.
Znowu ... Skojarzenia, ale! To wszystko odbijało się w tamtej chwili w jego spojrzeniu. Pozwolił jej to odczytać w nadziei, że ona zrozumie. On wtedy mógł tylko tak przesłać jej komunikat. Nie znał przecież wielu słów. Niektóre wymawiał tak, że słysząc je śmiała się długo i głośno. Nie obrażał się. Nawet był zadowolony, gdy tak się działo. Kochał jej śmiech. Cieszył się, gdy on go wywoływał.
- Jaka pani? - słowa obudziły ją, niczym budzik o poranku. Wzdrygnęła się lekko. Powróciła z krainy Przeszłości, aby ... co? aha ... Tak, żyć teraźniejszością. Ta wyglądała tak, że miała na wprost siebie małego dżentelmena. Stał w swojej piżamie z motywami delfinów. Sama mu ją kupiła w prezencie. Spodobała się jej ta wersja. Spodenki oczywiście w gumkę, proste i bez żadnych udziwnień. Plusem były małe kieszonki wszyte po bokach. On ciągle coś musiał chować i ukrywać. Znajdował wszędzie jakieś "skarby". Mógł być nim nawet kolorowy kawałek papieru w stylu 'post-it'a" lub błyszczący czerwienią długopis. Cieszyły go tak różne rzeczy. Lubiła to w nim bardzo. Razem więc często podróżowali, wędrowali po okolicy, odkrywając różnorakie 'WoOoW!!!' Był całkiem niezłym piechurem, jak na swoje lata. Nigdy nie marudził, że bolą go nóżki. Wystarczyło wziąć tylko ze sobą jakiś mały "potunek", co oznaczało oczywiście "wałówkę". Najlepiej opakowanie zwykłych herbatników, jakieś owoce oraz buteleczkę wody.
- Przepraszam, cię Franiu. Babcia się zamyśliła. Czy możesz powtórzyć swoje pytanie? - zwróciła twarz do wnuka. Mówiła niespiesznie, ale bez zbędnych ozdobników i zdrobnień. Była zdania - jak też dowodzili nieraz niektórzy "Eksperci ds. wychowania dzieci i młodzieży" - że do dziecka należy mówić tak, jak do innej osoby. Oczywiście dostosowując zasób słów i możliwości rozwoju - przyswajania języka komunikacji.
Dziecko uśmiechnęło się radośnie. Potem odwróciło i paluszkiem, bardzo nieśmiało ... wskazało obrazek, który teraz wyświetlał się, na monitorze jej komputera. Ostatnio więcej przy nim siedziała. Nawet wtedy, gdy miał u niej nocować Franio. Cieszył ją czas z wnukiem. Nie mieli go dla siebie zbyt wiele, bo mieszkali w innych miastach. Katarzyna postanowiła zamieszkać tam, skąd pochodził jej małżonek. Jego rodzice byli na emeryturze, bo on był najmłodszym z rodzeństwa. Starsi państwo okazali się bardzo sympatycznymi i nadal dość aktywnymi ludźmi. Była między nimi różnica wieku. To znaczy między nią, a nimi. Nie była jednak przepaścią. Szczególnie, że rodzice jej zięcia byli na co dzień bardzo otwartymi osobami. Wyfrunięcie dzieci z ich rodzinnego domu - zięć miał dwie starsze siostry - wcale ich nie zmartwiło. Uznali, że teraz mają wreszcie czas, fundusze i ... oczywiście: zdrowie, aby znowu znaleźć się na szlaku. Podobno, poznali się gdzieś właśnie w górach. Tak, jak Ona z ...
Szli wtedy oddzielnie, w towarzystwie własnych znajomych. Schronisko otoczyło widać ich swoją magią. Może to ciepły kominek. Może spory kubek grzanego wina. Śnieg za oknem, który okrył puchata pierzynką wszystko dookoła, łącznie z dachem i ścianami tegoż budynku. Mróz malował z fantazją własne wzory na szybach okien. Nie powtarzał się. W każdym można było podziwiać inny obraz. Ona to właśnie robiła. Szła od szybki do szybki, zachwycona tym, co widzi. Skupiona i rozmarzona. Nic dziwnego, że nagle! potknęła się o jakieś stojące niedaleko krzesło, którego ktoś nie przysunął do stołu. Nie tylko narobiła rabanu, bo nogi mebla wydały przerażone krzyki. Może też odczuwały podobne emocje, jak ona. Strachu. Zaskoczenia. Udało się jej zachować równowagę ... a tak w rzeczywistości, to należałoby powiedzieć, że ... nie udałoby się jej zachować takiego stanu. Leżałaby pewnie jak długa, rozpostarta jak ptak w locie na deskach, gdyby ... - wzięła głęboki wdech. Te wspomnienia, choć już mocno zakurzone, wciąż zachowały swoją Moc. Wypuściła powoli powietrze. Czy była gotowa udzielić odpowiedzi? Odetchnęła głęboko raz jeszcze. Spróbowała uspokoić rozedrgane serce.
"Dlaczego mnie wtedy złapałeś?" - pomyślała. Byłam jakąś obcą dziewczyną, która - jak widać - nie była specjalnie wysportowana. Błądziłam w innym świecie, stawiając nieporadne kroki w tym, w którym mnie spotkałeś. Wtargnęłam do twojej przestrzeni zupełnie nieoczekiwanie. Nie musiałeś mnie ratować. Zrobiłeś to jednak. Mimowolnie. W jakimś zwyczajnym, ludzkim odruchu. Pokochałam cię za to. Dużo później jednak ..." - prowadziła rozmowę, tylko już sama nie wiedziała z kim właściwie. Ze sobą? Z nim? Znowu mu coś opowiadała? Potrafił tak wdzięcznie słuchać. Nie złościł się, że mijały kolejne minuty, a jej usta wciąż pozostawały otwarte. Uśmiechał się tylko, delikatnie przechylając czasem głowę. Jakby, tak! słuchał, a jednocześnie ustawiał ją w kadrze. Układał potem nieoczekiwanie palce tak, jakby były obiektywem, po czym głośno ją uprzedzał, że robi zdjęcie. Śmiała się z tego. Takich fotografii się nie obawiała. Kiedyś zapytała go o to. Chciała się dowiedzieć, dlaczego on - jako jedyny mężczyzna, z którym odważyła się stworzyć bliższą relację - nie próbuje jej robić prawdziwych zdjęć. Mógł przecież. Funkcjonalność telefonów zaskakiwała ją.
Spojrzał na nią wtedy z jakimś zaskoczeniem i chyba ... zastanowieniem. Czuła, jak szuka jej oczu. Jak przesuwa wzrokiem po jej skręconych, jasnych włosach - wtedy wpadła na pomysł ufarbowania ich na blond. Potem łagodnie pieści jej prawy policzek. Jeden z palców zawsze starał się wtedy uszczknąć coś więcej dla siebie. Dotykał płatka ucha. Wyciągał się jak mógł najdalej, aby poczuć więcej. Emocje? Drżenia, które jej towarzyszyły, gdy jego spojrzenie osiadało na jej wargach, trudno było nazwać. Miała wrażenie, że nie musi nawet przy nim używać szminki. Wyjaśnienie było proste. Pod wpływem zaledwie, tego uważnego, a jednocześnie miękkiego wzroku, nabierały one żywszych kolorów. Przypominały pąk kwiatu, który powoli, pod dotykiem słońca otwiera się. Nie była zupełnie świadoma, jak czasem reaguje jej ciało na pewne bodźce. Nie wiedziała też, jakie drgania wzbudza w nim jej widok. On starał się ukryć przed nią tą swoją fascynację. Czuł, że nie jest na nią gotowa.
"Może nawet, nie mam co liczyć na to, że ona .. no właśnie! Czego od niej oczekuję? Co chcę od niej wziąć? Co ona ma takiego, co chcę mieć? Najważniejsze: czy ona spojrzy na mnie kiedyś, jak ... jak na Mężczyznę, który ... stałby się dla niej Partnerem na resztą życia?" - był strasznie zmęczony tymi wszystkimi pytaniami. Niestety, nie na wszystkie znał odpowiedzi. Wciąż ich poszukiwał, potem analizował i niekiedy przyswajał, jako coś swojego. Sam trochę chciał, a trochę się bał - ale te słowa wypowiedział dużo, dużo później. Być może za długo z tym zwlekał.
"Może powinien wykazać się większą odwagą? Może to powinnam zrobić ja ..." - pomyślała jeszcze i po raz kolejny skierowała wzrok tam, gdzie ...
- Dzie? Tak?! - pytania wyfrunęły, niczym ulotne motyle z ust wnuka. Ich nagłe pojawienie się, oszołomiło ją. Wyrwało z ponownego zadumania. Przyzwyczajała się na nowo do komunikacji z tak małym stworzonkiem. Przypominała, czy też może ... odnawiała dawne swoje matczyne Moce. Rozumiała przecież język swoich dzieci. Nauczyła się go, bo bardzo tego chciała. One poznały natomiast jej. Wiele lat upłynęło od tamtego czasu. Teraz, patrząc w pytające oczka Frania czuła, że powinna sobie odświeżyć pamięć. Nie musi już krzyczeć. Czasem nawet lepiej zostawić sobie przestrzeń na ... „Szepty, a innym razem na łzy ..
- Nie wiem, Słoneczko. Jeśli pytasz, gdzie ta postać idzie, to ... Franiu, chyba nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wiem jednak, że ... gdzieś Idzie!
💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙
#mojemuMUZOwi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz