Uwielbiam chwile, gdy ... "Coś" - jakiś ujrzany przeze mnie obraz lub ... Ktoś sprawi, że moja wyobraźnia zaczyna sama pracować. Nagle pojawia się w mojej głowie jakaś opowieść, która nie daje mi spokoju, dopóki jej nie zapiszę. Tak właśnie było i tym razem. Po tym, jak zobaczyłam jedno ze zdjęć mojego Przyjaciela z "Galaktyki LI". Tym razem Gian postanowił 'pobawić się' jedną ze swoich fotografii i nabrała ona artystycznego charakteru. Jeśli mielibyście chęć zobaczyć Jego piękne fotografie prosto z Włoch, to zachęcam, aby kliknąć TUTAJ i zerknąć na 'publikacje'.
A jaka historia powstała z tej naszej współpracy? Zachęcam do przeczytania poniższego tekstu. Zaciekawionym podam jego tytuł po polsku:
"Jak stworzyć uśmiech"
😄 💙 😄 💙 😄 💙 😄 💙 😄 💙 😄 💙 😄 💙 😄 💙 😄
Dźwięk komórki wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała na
wyświetlacz. Znowu dzwoniła jej matka. Westchnęła cicho. Wiedziała, że będzie musiała odebrać. Ona przecież nie odpuści i będzie próbowała kolejny raz. I kolejny. Aż
do skutku. Taka właśnie była. Uparta. Może to właśnie po niej odziedziczyła tę
cechę i ona. Gdyby było inaczej, nie siedziałaby znowu w biurze do późna.
Zerknęła przelotnie na zegarek. Zbliżała się godzina 21:00. Z zaskoczeniem
przyjęła tę informację. Chyba znowu za bardzo dała się ponieść temu, co robiła.
Praca była jednak dla niej ważna. Teraz może nawet najważniejsza. Nie miała
przecież do czego wracać. Mieszkanie straszyło pustką odkąd …
– Cześć, mamo – odezwała się cicho.
– Dobry wieczór, moja droga – głos rodzicielki brzmiał tym
swoim karcącym tonem. – Czy dobrze się domyślam, że nie ma cię jeszcze w domu?
„Skąd u licha mogła to wiedzieć?” – pytanie pojawiło się w
myślach i natychmiast umknęło, jakby przestraszone. Sprawa szybko się bowiem
wyjaśniła, gdy usłyszała kolejne słowa.
– Ojciec był niedawno u ciebie i oczywiście … – matka
dramatycznie zawiesiła głos – ... znowu zastał mieszkanie zamknięte. Miał zakupy i
zupę, którą dziś ugotowałam z myślą o tobie. Dziecko, tak nie można żyć! Czy ty
coś w ogóle dziś jadłaś? Ciągle tylko ta praca i praca. Na niej świat się nie
kończy.
„A na czym się kończy?” – pomyślała bezwiednie. Nie odważyła
się jednak wypowiedzieć pytania, gdyż to mogłoby rozpocząć długą i nudną
przemowę. Kolejną. Miała dosyć tych rad. Podobnie jak prób umawiania jej z
„rokującymi panami”. Nie chciała się z nikim teraz umawiać. Nie była gotowa.
Czuła jakąś wręcz awersję do mężczyzn. Obiecywali tyle rzeczy. Potem nagle
okazywało się, że były to słowa, które nie miały odzwierciedlenia w
rzeczywistości. A może to ona była zbyt uległa? Za bardzo angażowała się w
związek, zapominając o swoich własnych potrzebach? Zaślepiona uczuciem, a może
obawą przed samotnością, zgadzała się przyjmować role, które jej narzucali.
Gosposia. Kucharka. Kochanka. Kolejność zależała wyłącznie od nich. Dlaczego na
to pozwalała? Potem nagle okazywało się, że znajdowali lepszą kandydatkę i
odchodzili, pozostawiając po sobie czasem szczoteczkę do zębów i kilka innych
nieistotnych drobiazgów.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – słowa matki wyrwały ją z
zamyślenia. Wzdrygnęła się mimowolnie.
– Tak, tak … oczywiście – odezwała się, nie kryjąc już
zmęczenia w głosie. – Przykro mi, że tata pojechał na darmo. Dziękuję za twoją
troskę, jeśli chodzi o zakupy. Radzę sobie, naprawdę – dodała cicho, nie
wierząc sama w to, co mówi.
– Jestem innego zdania, moja droga – ton znowu przybrał
karcące barwy. Pamiętała je z dzieciństwa i szczerze ich nie cierpiała.
Sprawiały, że czuła się winna. To nie były dobre uczucia. Może powinna wykazać
się większą asertywnością - nie tylko w odniesieniu do relacji z mężczyznami.
– Mamo, proszę … jestem dorosła i mam swoje życie. Nie
musisz mi go układać – spróbowała, nie do końca wierząc, że odniesie to oczekiwany
skutek.
– Może lat ci przybywa, ale … – matka była nieubłagana i znowu musiała jej
wbić szpilkę – jakoś nie mam przekonania, że zachowujesz się, jak dorosła
osoba. Jutro widzimy się u nas na obiedzie. Nie chcę nawet słyszeć słowa
sprzeciwu. Przy okazji odbierzesz to, co ojciec ci miał przekazać – głos nabrał
bardziej ostrych tonów.
– Dobrze … – potwierdziła cicho zrezygnowana. Nie było sensu
się spierać. Nie o tej porze. Nie tutaj. W biurze co prawda już prawie nikogo
nie było, ale nie chciała prowadzić dłużej tej rozmowy. Powoli zaczynała marzyć tylko o
tym, aby wśliznąć się do swojego łóżka i zasnąć. Z nadzieją, że nie powtórzy
się sen, który ją „dręczył” od kilku dni.
– Widzimy się więc jutro o godzinie 16:00. Nie spóźnij się –
matka znowu uderzyła w te swoje tony, wypominając ostatnią wizytę.
– Będę na czas. Obiecuję – potwierdziła tylko i szybko
zakończyła połączenie. Spojrzała ponownie na zegarek. Wskazywał, że ich rozmowa
trwała ... przynajmniej 10 minut.
„Pora się zbierać. Dziś już i tak więcej nic nie zrobię.” –
pomyślała jeszcze i zaczęła zamykać po kolei pliki na firmowym laptopie.
Zaburczało jej w brzuchu. Nagle poczuła się głodna. Uświadomiła sobie, że
zajęta sprawami nie miała czasu, aby coś bardziej konkretnego zjeść w ciągu
dnia. Kilka kaw, jogurt, torebka chipsów marchewkowych i jakiś batonik - w
założeniu ten zdrowszy. Dopóki była zajęta myśleniem o prowadzonych projektach,
nie odczuwała zupełnie potrzeby jedzenia. Wstała od biurka, zamykając
delikatnie pokrywę swojego sprzętu. Dziś był piątek. W zasadzie to powoli się
kończył, jak uczynnie podpowiadał zegarek. Inni pracownicy pewnie już od dawna
świętowali zasłużony weekend. Może spędzali go w domu w gronie najbliższej
rodziny. Może wraz z partnerem bawili się w jakimś przyjemnym klubie. Może …
możliwości pewnie było wiele. Szkoda, że nie dla niej.
Mieszkanie przywitało ją mrokiem, lekko tylko rozproszonym
przez zaglądający ciekawie przez okna, księżyc. Nie chciała go przeganiać
blaskiem żyrandola. Powoli się z nim zaprzyjaźniała. Był jej towarzyszem.
Najbardziej chyba lojalnym. Otaczał ją delikatnie, jakby ramieniem. Uspokajał.
Włączyła więc tylko stojącą przy łóżku lampkę. Droga do domu zajęła jej więcej
czasu, niż zwykle. Autobusy i tramwaje jakby chciały zrobić jej na złość i szybko umykały - niemal sprzed nosa. Wystała się więc na przystankach i lekko zmarzła.
Wieczory od dawna nie były ciepłe. Nie o tej porze roku. Czuła już takie
zmęczenie, że nawet głód jakby się zmniejszył. Ostatkiem sił dotarła do
łazienki. Miała nadzieję, że może ciepły prysznic trochę polepszy jej
samopoczucie. Poprawił na chwilę - wtedy, gdy stała pod strumieniem wody. Nie
był jednak w stanie dodać jej energii. Uleciała z niej bezpowrotnie. Teraz
marzyła tylko o tym, aby przytulić policzek do poduszki, nakryć się kołdrą i …
zniknąć. Zasnąć. Najlepiej bez snów. Szczególnie tego jednego. Powieki jakoś same się
jej zamknęły. Nie panowała nad tym.
Znowu tu była. Po raz kolejny. Otaczały ją niby skały, niby
ściany w kolorze czerwieni. Gdzie była? Czy to było jej jakieś prywatne …
Piekło? Wokoło niej ponownie krążyły jakieś ciemne postacie. Trudno było
określić ich kształty. Kim były? Czy to możliwe, aby tak wyglądały jej lęki,
stresy, zmartwienia? Tylko, że … ona nie czuła się przerażona. Przeważała
ciekawość. Gdzieś w głębi wiedziała, że to tylko sen. Ten, który nawiedzał ją
od dłuższego czasu. Chciała wreszcie dowiedzieć się, kim były te ‘stwory’,
przemykające obok niej. Czy miały dla niej jakąś wiadomość? Nie odważyła się do
tej pory żadnej z nich dotknąć, ani zapytać o to, czemu pojawiają się, gdy
tylko uśnie. Czy dziś była gotowa to zrobić? Nagle usłyszała, jak burczy jej w
brzuchu. Na ten dźwięk, jakby za sprawą jakiegoś zaklęcia, najbliższa postać
nieoczekiwanie się odwróciła.
foto: Gianfranco Cavallazzi |
– Chyba powinnaś zjeść coś pożywnego i zdrowego – doszedł do jej uszu głos. Zaraz potem usłyszała swój własny śmiech. Obudziła się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz