Tydzień temu był podobno taki dzień, któremu ktoś nadał własną nazwę: "BLUE Monday" - tak z angielska. Miano na dodatek się przyjęło i w Polsce - nie wiedzieć czemu. Gdybym miała przetłumaczyć jego nazwę na język ojczysty, to - z moją znajomością tego obcego - pewnie powiedziałabym: Niebieski Poniedziałek. Dziś też jest ten dzień tygodnia. Ma jednak kolor szarych chmur, które od kilku dni suną nad Warszawą. Kolejny, który można byłoby zakwalifikować do tego, który nazwałam #DzieńPodKocykiem. Tyle, że nie mogę sobie na to pozwolić. Jestem przecież w pracy, choć ciałem w zaciszu własnego mieszkania. Duchem zaś ... chyba błądzę w tym kolorze.
Lubię go. Niemal wszystkie jego odcienie, począwszy od jakichś lekko rozmytych niebieskości, aż do lekko ponurych granatów. Barwa bowiem kojarzy mi się nieodmiennie z wodą - najbardziej z morzem, które jakoś od dziecka pokochałam. Oczywiście moje myśli kierują się także ku niebu. Ono też czasem ukazuje pełen wachlarz odcieni. Przyznam, że trochę zazdroszczę niektórym swoim Znajomym. Czego?
Umiejętności zatrzymania w kadrze wybranych chwil. Odzwierciedlenia ich niemal w 100% na zdjęciu. Czasem nawet nie potrzebują profesjonalnego sprzętu, aby uchwycić to, co widzimy "gołym okiem". Próbuję niekiedy iść ich śladem, zafascynowana zaklętymi w pliku .jpg obrazami. Często natury, która ich otacza. Niestety efekty mnie nie zadowalają. Widzę różnicę w kolorach, dostrzegam brak ostrości, a bywa że nawet niefrasobliwie złapię w kadrze coś więcej ... ha-ha-ha ... Niespodzianki. Bohaterowie "drugiego planu". Czy tak jest na tym zdjęciu, które zrobiłam pewnej styczniowej soboty w Ogrodzie Saskim???
- trudno jednoznacznie to ocenić. Moja uwaga skupiła się bowiem na ... ??? ... i tak powstała kolejna opowieść w stylu: #DreamOfTWOWizards
💛 💧💧 💛 💧💧 💛 💧💧 💛 💧💧 💛 💧💧 💛
– Myślałaś trochę o mojej propozycji?
Czekała w napięciu, przez cały niemal dzień na chwilę, gdy z jego ust wyfrunie to pytanie. Czy trochę myślała? Trochę? Cały niemal czas próbowała znaleźć odpowiedź. Taką, która zarówno by ją usatysfakcjonowała, jak i była najbliższa prawdy. Tego, co czuła w sercu i czegoś zgodnego z jej stanem ducha. Umysł bowiem buntował się strasznie przed wydaniem ostatecznej zgody. Przywoływał różne argumenty, dowodzące niezbicie, że chyba zwariowała. Usłużnie podpowiadał, że w jej wieku to już pewnych rzeczy nie wypada robić. W końcu ... lada dzień miała uzyskać srebrną odznakę. Takie wyróżnienie zobowiązywało. Było jak awans w wojsku, który potwierdza się kolejnym 'znaczkiem' na mundurze. Tylko ... czy ona prosiła o to? Nigdy nie lubiła ograniczeń, jakie stwarzali inni ludzie. Nie rozumiała, dlaczego chcą zmieniać ją, według własnego wzoru. Może wcale nie był taki idealny? Na pewno nie pasował do niej. Miała własny, który tworzyła odkąd pojawiła się na tym świecie. Chciała być sobą i tylko sobą, a nie czyjąś kopią.
– Hallo! Hallo! Ziemia do ... Wenus. Słyszycie mnie tam?! – jego głos, niby wesołe dziecko podbiegł do niej bliżej, szukając najkrótszej drogi do jej prawego ucha. Poczuła mocny, a jednocześnie pełen czułości uścisk. Ujrzała uśmiech na jego twarzy, a zaraz potem - figlarny błysk w oku. Uśmiechnęła się mimowolnie. Jakby w odpowiedzi. To było takie naturalne przy nim. Lubiła te momenty.
– Ach! Wybacz ... faktycznie, znowu się zamyśliłam. Chciałabym odpowiedzieć na twoje pytanie. Wiem, że czekasz na moje słowa. Mogą zmienić bowiem zarówno moje życie, jak i twoje. Może z tego powodu wciąż nie mam pewności, co i w jaki sposób mogłabym ci przekazać. Wierz mi, wiele chwil upłynęło mi na rozmyślaniach. Zrobiłam sobie nawet w notesie taki "bilans zysków i strat" ... ha-ha-ha – roześmiała się, lekko rozbawiona tym, że przyznaje mu się do swoich własnych dziwactw. Określeń. Skojarzeń. Czy ... był w stanie je zrozumieć? Użyć ich, jako wskazówek, które pomogą rozwikłać zagadkę. Kobiety często unikały mówienia wprost. Może ich tego nie nauczono? Wpojono natomiast niemal, że powinny wykazywać się taktem, delikatnością wobec innych, empatią itp. Gdzie była przestrzeń na ich prawdziwe emocje? Także na te, może nie przypominające anielskich cech? Gniew. Zazdrość. Zdrada. Szczęśliwie, odkąd się 'poznali' na internetowych łączach, nie doświadczała już tych uczuć. Jakby ta znajomość z nim sprawiła, że zatarły się obrazy ostatnich lat jej życia. Niezbyt udanego niestety. Może i lada dzień miała wstąpić w szeregi kobiet w wieku 50+. Nie zamartwiała się tym zupełnie. Nie czuła w sobie tych wszystkich lat. Szczególnie w jego towarzystwie. Zarówno tym wirtualnym, od którego się zaczęło ... jak i tym teraźniejszym. Dobrze było spotkać się z nim znowu i niemal 'utonąć' w jego objęciach i kolorze oczu. Były niebieskie. Jak morze. Jak niebo. Jak płatki drobnych niezapominajek, które tak bardzo lubiła.
– Co w takim razie wyszło z tych ... hmmmm – przerwał na chwilę i zamruczał jej cicho do ucha – matematycznych? wyliczeń? Ha-ha-ha – poczuła, jak jego ciepłe ciało lekko drga, jakby rozbawienie łaskotało każdą jego komórkę. Lubiła ten jego śmiech. Uśmiech. Radość, której miał jakieś niewyczerpane pokłady w sobie.
– Wiesz, trudno mi jest uwierzyć, że już za kilka dni będą moje kolejne urodziny. Pięćdziesiąte! Wyobrażasz to sobie? Ja próbuję się oswoić z tą świadomością. Zabawne, że jako dziewczynka nie mogłam się doczekać tego dnia, gdy oficjalnie będę starsza - ooo ... kolejny rok. Było to jak gra - wejście na wyższy poziom, co dawało kolejne przywileje. Oraz prezenty oczywiście ... ha-ha-ha – roześmiała się na to skojarzenie, czy też może wspomnienie. Coś jednak w tym było. W jakiś sposób mogło wyjaśnić pewne jej odczucia. – Szkoda, że taki stan lekkiej euforii odczuwałam może do ... tak, chyba do tej słynnej 'osiemnastki'. Od tamtej pory urodziny przestały chyba mnie cieszyć. Coś mi się wydaje, że ... niedługo zacznę się nimi martwić - jak niektóre moje koleżanki. Ha-ha – śmiech powoli ogarniał i jej ciało. Nabyła pewnych przydatnych umiejętności w ciągu swojego życia. Nabrała większego dystansu do siebie i otaczającej ją rzeczywistości. Potrafiła dostrzec swoje zalety i wykorzystać je. Nauczyła się także trudniejszej sztuki. Zmiany swoich 'wad' w atuty. To wszystko sprawiało, że od jakiegoś roku, może nawet dwóch, osiągnęła taki stan, który dawał autentyczne zadowolenie z obecnego życia. Teraz natomiast - od dobrych kilku miesięcy - było dodatkowo p-osładzane. Nim.
– Ależ, Kochanie! Nie rozważaj proszę, tej mojej propozycji - w taki sposób. Nie skupiaj się na kwestii upływu lat, tylko samej uroczystości. Pomyśl! To dzień twojego pojawienia się na tym świecie. Do końca życia będę celebrował tę datę. Przypomina mi o tym, że mam ciebie! – niespodziewanie zagarnął ją do siebie. Przybliżył usta do jej ciemnych włosów, w których pojawiało się coraz więcej bieli, czy może szarości. "Srebrne niteczki" - bardziej podobało mu się to określenie. Kochał ją i nie przeszkadzało mu, że jej ciało się zmieniało. On widział jej duszę. Jakże podobną tej, która drzemała w nim. Nie miała dla niego znaczenia ta różnica wieku między nimi. Gdyby mógł, postarzałby się w ciągu jednej nocy. Dla niej - jeśli miałoby to sprawić, że poczuje się bardziej komfortowo w ich związku. Nie potrafił tego jednak sprawić. Wciąż dysponował wysportowanym, zręcznym i silnym ciałem faceta przed czterdziestką. Nie był więc żadnym "gołowąsem", któremu zależy tylko na "jednorazowej przygodzie". Chciał, aby to zrozumiała wreszcie. Pragnął, aby mu zaufała. Zasługiwał na to. Był dojrzałym mężczyzną. Miał swoje doświadczenia z kobietami. Dwa rozwody. Troje dzieci. Masa przelotnych i nic nie znaczących znajomości. Tak wybierał, idąc raczej za głosem serca, a nie rozumu. Czy ?? mógł go jakoś tam "tłumaczyć" fakt, że był ... Artystą?
Odkąd tylko nauczył się trzymać w ręku kredki, ołówek, długopis czy wreszcie ... pędzel, tworzył własne obrazy. Nie potrafił tej potrzeby wyrażania siebie w taki sposób - pohamować. Sporo uwag w jego uczniowskim dzienniczku brzmiało właśnie tak:
"Syn nie uważa na lekcji, tylko bazgrze coś cały czas w zeszycie"
"Zamiast zadanej pracy domowej, umieścił w zeszycie rysunki. Twierdził, że rozwiązanie jest zawarte w treści ... komiksu! Proszę pilnie porozmawiać z synem"
"Zapełnił całą tablicę rysunkami i zabrakło kredy. Przyznał się, ale utrzymywał, że miał wtedy wenę"
Wszystkie brzmiały podobnie i według niego były idiotyczne. Szczęśliwie dla niego, rodzice nie zamierzali przejmować się specjalnie opiniami nauczycieli. Posłuchali tylko kilku. Tych, którzy doradzali szkoły i zajęcia, które mogłyby rozwinąć jego talent. Ewidentnie go posiadał. Potrzeba malowania była niemal jak narkotyk. Zawsze była najważniejsza. Postawił ją na swoim własnym piedestale. To przez tę jego dziwną 'miłość' do niej, obecnie posiadał status - podwójnego rozwodnika. A nie miał przecież nawet czterdziestki. Trochę też 'namąciła' sława i pieniądze, jakie przyniosły mu jego prace. Pierwsza żona nie wytrzymała tej presji. Zrobiła się zazdrosna o niemal wszystko. Zarzucała mu romanse podczas jego częstych wyjazdów związanych z plenerami, wystawami, autorskimi spotkaniami. Nie miała racji. W tamtym okresie był zakochany tylko w niej. Niestety sama powoli 'wyleczyła go' z tego uczucia. Był coraz bardziej zmęczony jej pretensjami i wszczynanymi kłótniami. Najbardziej wkurzało go jednak ... że robiła to przy dzieciach. Zaczęła nimi manipulować. Bardzo to przeżył, bo kochał obie córki. Tak samo mocno. Były do siebie przecież tak podobne. Bliźniaczki ...
– Wiesz, to słowo "Kochanie", które wymawiasz ... wzdrygam się za każdym razem. Brzmi tak miękko. Pięknie. Może aż za bardzo ... – urwała, nie wiedząc, jak zakończyć zdanie. Dziwnie się czuła. Nie pamiętała już chwil, w których jakiś mężczyzna tak by się do niej zwracał. Czasem tak mówiły do niej niektóre koleżanki - podczas babskich ploteczek i opowieści. Na pociechę, delikatnie poklepując po plecach czy ramieniu. Ale! to brzmiało jednak zupełnie inaczej. Słowo wypowiadane przez niego miało inną melodię. Na dodatek przeznaczoną tylko dla niej. Czuła to. Nie wiedziała jednakże, jak ma się zachować. Najłatwiej było się uśmiechnąć i przemilczeć. Poskromić reakcje obronne.
– Lubię tak do ciebie mówić, ponieważ ... – zbliżył usta do jej policzka. Delikatny obłoczek powietrza wydmuchanego wraz z oddechem, połaskotał ją w szyję, w kierunku której odpłynął – ... jesteś moim "Kochaniem"! – dokończył, złożył pocałunek na jej skórze i cicho się roześmiał. – Dlatego chciałbym, aby moje "Kochanie" nie zastanawiało się zbyt długo nad odpowiedzią. Moim zdaniem ona jest bardzo prosta. Brzmi:
"TAK! To ma sens i może się udać"
Nadal trzymał ją w objęciach. Czuła spokój. Widziała wpatrzone w nią niebieskie tęczówki. Czy takie właśnie były? Czy odbijało się w nich jednak niebo? A może miały barwę wody morskiej - dostojnych granatów lub radosnych lazurów? Chciała uwierzyć. Pozwolić sobie śnić ten sen. Obecne życie nie mogło być chyba rzeczywiste, realne. Było zbyt piękne. Jak w bajkach dla dzieci, gdzie zawsze można liczyć na szczęśliwe zakończenie. Nawet, jeśli księżniczka ma w rzeczywistości prawie 50 lat, jest lekko zaokrąglona w kształtach od kulinarnych przyjemności oraz ...
– TAK! To ma sens i może się udać! – powtórzyła nagle, z jakąś ... Mocą. Naprawdę chciała uwierzyć - że jeśli się czegoś bardzo pragnie, to otrzymuje się to w darze. Należy go zatem przyjąć. Z uśmiechem. Poza tym ... Co właściwie miała do stracenia? Zyskać mogła natomiast bardzo wiele. Już teraz poczuła się o wiele lepiej. Samodzielnie podjęła decyzję. "Wzięła tego byka za rogi" - jak się mawia czasem. Nagle poczuła jeszcze coś. Ogromną Radość. Wypełniała ją coraz bardziej, przynosząc jakąś dawno zapomnianą ... Rozkosz. Uśmiechnęła się. Szeroko i szczerze. Do tych błękitów i granatów obiecujących tak wiele, cierpliwie kołyszących się w jego oczach.
– Wspaniale! – słowo musiało wiele znaczyć, bo cała jego postać jakby się lekko roziskrzyła. Bardzo się ucieszył, że dokonała wreszcie wyboru. Rozumiał, że nie było to łatwe. On sam nie mógł w to uwierzyć. Był oszołomiony. Jego ciało ... wciąż pozostawało w jakimś dzikim stanie euforii. Było to niezwykle przyjemne. Objawiało się też nowymi obrazami. Nagle znowu zaczął tworzyć, jak szalony. Był niczym w transie. Znikał ... często na wiele godzin - w swojej pracowni. Głuchy na dźwięki telefonów, brzęczyków, dzwonków do drzwi itd. Wracała mu świadomość wtedy, gdy zbliżał się czas ich rozmów na komunikatorze. Nagle okazało się, że może jednak swobodnie obdarowywać miłością sztukę, a konkretnie malarstwo ... jednocześnie kochając żyjącą istotę. Taką jak on. Tyle, że kobietę. Może dlatego właśnie tak bardzo się do niej zbliżył. Dawała mu tyle przestrzeni. Tyle, ile w danej chwili potrzebował. Nie dopytywała o czas, który spędzał bez niej. Bez ich rozmów. Wreszcie bez spotkań, na które się wreszcie odważyli. Odwiedzali się wzajemnie. Najczęściej właściwie przyjeżdżał do niej on. Kolejne wystawy - wszak prac przybywało - często były organizowane w mieście, w którym ona mieszkała. Nic nie stało więc na przeszkodzie, aby wkomponować w taki wyjazd spotkanie z nią. Jakże przyjemnie było znowu na nią spojrzeć. Dotknąć policzka. Chwycić za rękę, czy wreszcie - ogrzać ją. Ponownie ... przytulić. Poczuć zapach jej perfum lub szamponu. Posmakować warg, na których niekiedy zachowały się powidoki wypitej kawy.
– To iście wariacki pomysł, ale ... w końcu raz obchodzi się pięćdziesiąte urodziny, prawda? – uśmiechnęła się do niego, po czym wspięła lekko na palce i musnęła jego usta.
– Szalony! Z pewnością. Podobnie jak mój znajomy, który pomógł mi zorganizować tą "urodzinową wyprawę". – roześmiał się wesoło, niczym mały chłopiec. Tak się właśnie czuł przy niej. Nawet teraz, gdy postanowili pospacerować po parku.
Warszawa; Ogród Saski - styczeń 2021 |
– Pomyśl jednak! Mamy szansę pobyć tydzień w ... Raju. Naszym własnym. Stworzonym wspólnie. Jestem pewien, że przyznasz mi rację. Zobacz zresztą sama. Nasz włoski Przyjaciel przesłał mi kilka fotek tego miejsca, do którego się wybieramy. – sięgnął szybkim ruchem do kieszeni i wyjął z kurtki komórkę. Chwilę czegoś na niej szukał. – Mam! Co o nich sądzisz?
– MMMmmmrrrRRRrrr ... – wyrwały się na wolność miękkie dźwięki – To będą najlepsze urodziny w moim życiu! – wyszeptała cicho, przeglądając kolejne fotografie ...
💙💙 💙💙 💙💙 💙💙 💙💙 💙💙 💙💙 💙💙 💙💙
Drogi Czytelniku 😎
Prezentowane poniżej zdjęcia pochodzą z profilu na Linked.IN mojego Przyjaciela.
Maestro Cavallazzi, na stałe mieszka we Włoszech. W regionie, który nosi przepiękną dla mnie nazwę: Liguria. Większość prac jest udostępniana w tamtej przestrzeni, jak również na Instagramie - jeśli Ktoś z Czytelników posiada tam konta, może to zapewne szybko zweryfikować.
Ten wpis jest pewną Niespodzianką - takim trochę ... prezentem. Dla kogo? Trochę dla Giana, ależ też trochę dla mnie ... Dlaczego?
... aaaAAAaaa ... - to już inna bajka 😁
foto: Gianfranco Cavallazzi |
foto: Gianfranco Cavallazzi |
foto: Gianfranco Cavallazzi |
foto: Gianfranco Cavallazzi |
foto: Gianfranco Cavallazzi |
foto: Gianfranco Cavallazzi |
foto: Gianfranco Cavallazzi |
foto: Gianfranco Cavallazzi |
foto: Gianfranco Cavallazzi |
&&&&&&&&&&&
A tak już zupełnie na KONIEC ... ???
Gdyby Ktoś z Was miał chęć na ODNALEZIENIE odpowiedzi na tytułowe pytanie, to ... wystarczy KLIK-nąć TUTAJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz