– Nieee ... No, nie wierzę! Ty, tak na serio? – wzrok Mony zawierał zbyt wielką - jak dla niej - paletę emocji. Co miała niby ... kur*a jej odpowiedzieć? Jak wytłumaczyć? Jakich słów użyć, które oddawałyby choćby część tego, co było jej tzw. "doświadczeniem życiowym"?
– Niczego od ciebie nie oczekuję, dobra? – bąknęła pod nosem i mechanicznie sięgnęła po kolejny już, kieliszek wina. Siedziały u niej w ogrodzie. Czuła się więc wystarczająco komfortowo. Dokładnie tak. Wolna i niezależna. Nigdzie nie musiała się spieszyć. Domek, który ... odziedziczyła i pokochała od niemal 'pierwszego wejrzenia' miał wystarczająco dużo przestrzeni, aby pomieścić w swych wnętrzach - więcej niż jedną osobę. Wciąż nie mogła uwierzyć, że stała się właścicielką tak magicznego miejsca. Kim był - tak naprawdę Ten, który zostawił jej tę cudowną przestrzeń? Pytanie powracało, gdyż nie potrafiła udzielić na nie, satysfakcjonującej ją odpowiedzi. Niekiedy miewała interesujące sny. Była w nich kimś zupełnie innym. To jednak do tej pory wydawało się jej czymś, niemal oczywistym. Nasze "nocne marzenia" są jakąś zapewne wypadkową tego, co aktualnie czujemy. Jeśli mamy poczucie spełnienia, nasze sny często bywają kolorowymi wizjami, niczym te - z obrazków dziecka. Piękne i wypełnione nadzieją. Gdy jednak doświadczamy raczej negatywnych emocji, wizje przybierają inne barwy.
– Nie pij może ... tak szybko ... – Mona wyszczerzyła swoje równiutkie, białe ząbki ... w lekko prowokacyjnym uśmiechu. Wiedziała, że taki on właśnie jest. Kochała Monę. Oczywiście wyłącznie, jako przyjaciółkę oraz ... 'Pokrewną Duszę" - jak to się mawiało .. w niektórych kręgach.
– Od*czep się ode mnie, dobra? – zdążyła wyartykułować - mimo pewnej rozpoczynającej się już "niedyspozycji", mającej swoje źródło w procentach, zawartych w dolewanym trunku.
– Dobra, to pij ... będziesz łatwiej- .. tzn. swobodniej będzie ci się opowiadało – Mona wciąż pozostawała w lekko zadziornym nastroju. To zwykle ona była tą 'Opowiadającą'. Miała dużo luźniejszy stosunek do wielu spraw. Także tych związanych z mężczyznami. Jeśli nie była w danym czasie zainteresowana żadnym, pozwalała sobie na różne "przygody". Twierdziła bowiem, że okazji - szczególnie tych przystojnych ... nie należy marnować.
Ona miała na te kwestie zupełnie inne spojrzenie. Może miało na to wpływ tzw. 'surowe wychowanie' - taki mało aktualny zestaw zasad. Kiedyś przyszło jej nawet do głowy, że wgrano jej przestarzałe pliki. Owszem, szacunek do siebie samej był ważny. Tylko, że przybierał on do tej pory formę 'kagańca" - jak to czasem określała Mona. Nie pozwalał uwierzyć, zaufać, odważyć się. Może to właśnie dlatego wszyscy niemal mężczyźni, którzy chcieli się do niej zbliżyć, dawali za wygraną. Poirytowani czekaniem na jakieś widoczne zmiany w jej zachowaniu, odchodzili z innymi. Tymi bardziej otwartymi. Takimi, które potrafiły brać od życia to, na co w danej chwili miały ochotę. Przyjaźń z Moną, zawarta jeszcze na studiach powoli zaczęła otwierać jej oczy na pewne sprawy. Dopiero jednak od kilku miesięcy mogła przyznać - tak ... przed samą sobą, że stała się kimś innym. Nauczyła się cieszyć chwilami i mogła także ... rozwijać swoje pasje. Uwielbiała siadać w ogrodzie, o który dbał od dawna, mieszkający po sąsiedzku starszy pan. Ona zupełnie się nie znała na roślinach - ledwo rozróżniała nazwy kwiatów. Mogła jednak delektować się ich obecnością wokół. Kolorami, kształtami, zapachami. Szumem rosnących drzew, w których liściach tak lubił bawić się wiatr. Ciepłem słońca, zaglądającego od samego rana - może sprawdzającego, czy już wstała. Pokochała szczególnie te wiosenno-letnie poranki. Siadała ze świeżo zaparzoną kawą na okrytym grubym kocem fotelu ratanowym i chłonęła wszelkie impulsy, które do niej docierały. W takich chwilach przypływały do niej dźwięki. Nowe kompozycje układały się w głowie, wywołując niezmiennie uśmiech zadowolenia na jej twarzy. Muzyka i możliwość zamieszkania w takim niezwykłym miejscu zmieniły ją. Wstąpiła w nią zupełnie nowa energia. Stała się bardziej otwarta. Nauczyła się cieszyć życiem i czerpać z niego radość, jak również - znajdować powód do śmiechu w różnych jego momentach.
Sama nie wiedziała, co ją właściwie podkusiło, aby ... skorzystać z serwisu, o którym kiedyś Mona tyle gadała. Ciekawość? Szaleństwo? Czy może to była jakaś obudzona potrzeba odreagowania tych wszystkich lat, gdy krępowały ją więzy narzuconych odgórnie reguł? Może wszystko razem jakoś tak się skumulowało i stworzyło taką 'wybuchową miksturę' w jej umyśle? Nie chciała tego jednak analizować. Och! nie, na pewno nie teraz, gdy ... siedziała naprzeciw obcego mężczyzny, w nieznanym jej mieście. Specjalnie jednak wybrała taką lokalizację. Nie chciała bowiem, aby ktokolwiek z jej znajomych dowiedział się o tym, co właśnie robiła. Lub co zamierzała, stawiając tym razem na spontaniczność. Spojrzała na swojego towarzysza, a potem uśmiechnęła się do swoich myśli. Wyglądał całkiem sympatycznie. Był także schludnie ubrany. Bez wymuszonej elegancji, ale jednak miał jakiś styl. Klasę może nawet. Nie czuła się specjalnie skrępowana w jego obecności, choć w jej ocenie - rozmowny to jakoś bardzo nie był. Miał jednak przyjemny uśmiech, który odwzajemniał za każdym razem, gdy kąciki jej ust wędrowały do góry. Niewykluczone, że to ich spotkanie było też i dla niego takim pierwszym.
Zerknął do trzymanej za zgrabne uszko - filiżanki. Poprzez powoli wysychające resztki kawy, prześwitywało dno. "Jesteś, jak ono ... stary" – pomyślał z ironią, która go w jakiś sposób rozbawiła. – "Siedzi przed tobą fajna dziewczyna. Niebrzydka. Inteligentna. Z poczuciem humoru. Gada co prawda trochę za dużo, ale ... może to jej sposób na rozładowanie wewnętrznego napięcia, związanego z ich "randką w ciemno" – dedukował dalej. Sam trochę dziwnie się czuł. A chciał jednak zrobić na niej dobre wrażenie. Spodobać się tak, jak ona jemu. Wydawała się na serio miła. Uśmiechała się często. Była przeciwieństwem kobiet z jego otoczenia. Niemal wiecznie skrzywionych, jakby nie miały powodów do tego, aby być zadowolone. Nie pojmował takiego zachowania, ale może cechowało ono właśnie, większość bogatych ludzi. Przyzwyczajeni do zaspokajania prawie każdej swojej zachcianki, spróbowali wszystkiego, tylko nie ... tego, aby być sobą. Goniąc za kolejnymi - zbyt łatwo i szybko - realizowanymi 'marzeniami', nie było czasu, aby odczuwać radość. Męczyło go to i coraz częściej myślał, aby wyrwać się z tego kręgu. Być może to życzenie było wystarczająco silne. Nadarzyła się bowiem okazja, aby je spełnić. Otrzymał dość niedawno ... intratną ofertę. Na tyle dobrą, aby się na nią zdecydować. Fakt, że przyjęcie jej wiązało się z relokacją, zupełnie mu nie przeszkadzało. Czy to może być zresztą jakimś problemem w obecnych czasach? Dla singla na dodatek, który ... decyduje tylko o sobie? Od jakiegoś czasu nie był z nikim związany. Wcześniej oczywiście - głównie na studiach - potrafił korzystać z uroków życia. Kosztował i smakował. Czyżby dopadł go jakiś przesyt? Krótkotrwała emocjonalna i nie tylko "dieta" chyba dobrze na niego wpływała. Poniekąd rozpoczęła się od jego przeprowadzki, co było dość naturalne. Nikogo nie znał w nowym mieście. Na szczęście mieszkanie wynajęte dla niego przez pracodawcę, okazało się być położone w dobrej lokalizacji. Miał niedaleko biuro, do którego mógł dojść pieszo. Droga do niego prowadziła przez park, więc częściej jednak wybierał spacer, niż podróż komunikacją bądź samochodem. Ten najczęściej stał w garażu. Dobrze było jednak go mieć, gdy czasem nachodziła go ochota na jakąś dalszą wycieczkę za miasto. W większości przypadków samotną, gdyż nadal wiódł takie życie. Nie narzekał jednak. Było mu całkiem wygodnie w takim układzie. Na razie nic nie chciał w nim zmieniać. Może z tego powodu, trochę mu była nie na rękę - pewna 'atencja' ze strony .. jednej z sąsiadek. Owszem, kobieta wciąż była bardzo piękna i zadbana. Starsza, wolna, dosyć dobrze sytuowana - z tego, co zdążył się zorientować, mieszkając w tym samym domu już jakiś czas. Nie był jednak zainteresowany zawarciem bliższej znajomości. Domyślał się, że ona wręcz przeciwnie. Cóż, mógł się podobać kobietom. Także i tym starszym od niego. Świadomość tego faktu była generalnie miła. Sąsiadki wolał jednak unikać w miarę swoich możliwości. Na szczęście odkrył niedawno pory, w których nie była w okolicy. Pani "Biznesłumenka" - jak ją nazywał w myślach - też musiała pojawiać się w firmie. Podejrzewał, że jest silną i dość władczą kobietą. Może była nawet zodiakalną Lwicą, która lubi dominować. W pracy i w życiu prywatnym. Wyczuwał w niej taką właśnie energię. Nie widział w tym nic złego, o ile jej uwaga była skupiona na kimś innym. Ostatnio niestety, adorowanie go przybrało taki charakter, który mu niespecjalnie odpowiadał. Nie wiedział jednak, w jaki sposób dać jej do zrozumienia i nie urazić jednocześnie, że nic z jej "planów" wobec niego, nie wyjdzie.
Niewykluczone, że stąd wynikał pomysł, aby zrobić coś ... nieszablonowego. W efekcie tych działań, siedział teraz w wybranej przez siebie, przytulnej kawiarence, do której lubił czasem zaglądać. Razem z kimś, kogo poznał niedawno i to wyłącznie wirtualnie. Dlaczego czuł się taki niepewny? Czyżby to jej spojrzenie zielonych, kocich oczu otoczonych gęstym wianuszkiem rzęs tak na niego działało? A może to ten uśmiech? Odnosił wrażenie, jakby wcale nie miał ochoty opuszczać jej twarzy. Tańczył na wargach, chował się w kącikach ust, tworzył dołeczki w jej policzkach albo nagle umykał wyżej - do tych tęczówek o niezwykłym kolorze. Dostrzegał w niej coś, co mógłby nazwać "magią". Może to w takim razie ta jej aura sprawiała, że czuł się lekko "otumaniony". Niewątpliwie pozostawał pod jej urokiem. Tylko, jak miał jej to okazać? Wiedział, że powinien coś zrobić. Wyjść z inicjatywą. Jakąś propozycją. W głowie jednak dominowała pustka. Żaden sensowny pomysł nie przychodził. I nagle to zobaczył.
Jakiś niepokorny promień wyrwał się spod kurateli groźnie wyglądających chmur. Zsunął się po kosmyku jej czarnych włosów, niczym rozbawione dziecko na zjeżdżalni. Dał tym samym pewną inspirację, czy może odwagę innym. Nieoczekiwanie rozległ się jakiś szmer dookoła. To wiatr pojawił się znienacka i z typowym dla siebie świstem, przegonił niesympatycznie wyglądające obłoki. Nie zostało po nich śladu. Niebo ukazało swoje rozmarzenie w barwie błękitu. Tak! Świat w objęciach ciepłego i radosnego słońca wyglądał zupełnie inaczej. Miał inną energię, która udzieliła się i jemu. Zerwał się nagle od stolika i chwycił jej dłoń, pociągając za sobą.
– Chodźmy na spacer! – wykrzyknął i skierował się ku drzwiom. Czuł dotyk kobiecej ręki i słyszał chichot rozbawienia. Czyżby lubiła takie zaskakujące sytuacje? Może tak nawet było, ale on przecież tego nie wiedział. Nagle, do jego umysłu przebiła inna myśl. Uświadomił sobie, że ulegając tej 'spontaniczności', zapomniał uregulować rachunek. Zatrzymał się więc raptownie i odwrócił. Ona jednak nie zdążyła wyhamować i wpadła na niego. W jednym momencie doświadczył różnorodnych doznań. Miękkości. Twardości. Ciepła. Zapachu wanilii. Połaskotały jego zmysły. Usłyszał też jej śmiech. Sytuacja być może wydała się jej bardziej zabawna, niż wywołująca onieśmielenie jego bliskością. Miał jej twarz przed sobą. Trzymał jej ciało w swoich objęciach. Wyczuwał pod palcami jego kształty. Mógłby tak stać jeszcze bardzo długo. Czy ona jednak by się na to zgodziła? Na razie wciąż chichotała cicho, delikatnie potrząsając burzą włosów. Czy to w wyniku nagłego zrywu, czy może tak gwałtownego zatrzymania, część kosmyków sterczała w różnych kierunkach. Kilka z nich nawet ... jakby prowokacyjnie, połaskotało go w policzek. Wyglądała jednak uroczo. Biła od niej jakaś ... niezrozumiała do końca dla niego - magia. Czyżby była ... Wiedźmą? Czytał kiedyś, że takie "Istoty" istnieją. Tylko rzadko odwiedzają tę część Wszechświata. Szczególnie planeta, zwana Ziemią, nie była jakoś dla nich łaskawa. Patrząc wstecz, trudno było się temu dziwić. Mógł zrozumieć zatem, że niechętnie pojawiały się tutaj. A jeśli to robiły to - wzdrygnął się mimowolnie - miały jakąś misję. To by oznaczało, że ona ... zostanie tutaj tylko określony czas. Ile mogłaby podarować go jemu? Czy w ogóle tego zechce? Miała być - według pewnej koncepcji - "rozwiązaniem". Na sąsiadkę, która coraz bardziej natarczywie, okazywała mu zainteresowanie.
"Może wystarczyłoby, aby chociaż kilka razy pokazali się razem? W okolicznościach, które byłyby jednak dość klarowne dla Starszej Damy? Głupia na pewno nie była, więc mogłaby zrozumieć, dlaczego nie reaguje w określony sposób na jej ... adorację?" – myśli przebiegały przez jego głowę, niczym rącze konie. Potem, gdyby nawet jego 'dziewczyna' zniknęła z jego życia, mógłby trzymać się wersji, że jest jej wierny. Tak, idea wydawała się dość ... "Niesmaczna" – zabrzmiał nagle jakiś głos w jego umyśle. Trudno było się z nim nie zgodzić. Rozwiązanie dla niego może i było korzystne, ale ... czy było jednak w porządku wobec tej kobiety, która stała wciąż blisko niego? Pewnie nie, ale ... nie wiedział, co ma robić.
"Może wystarczy szczera rozmowa?" – głos ponownie zaznaczył w jego mózgu swoją obecność. Pojawił się i oczywiście umknął - może w obawie przed jego reakcją. Spojrzał na wciąż roześmianą twarz Nieznajomej. Właśnie próbowała odgarnąć z niej niesforne włosy. Nadal uśmiechała się ... miał nadzieję, że do niego. Spojrzał raz jeszcze ... na te rozchylone z rozbawienia usta ... miały wciąż na sobie wilgotność wypitej kawy. Zapraszały do ... Zwilżył językiem swoje i odważył się. To był impuls. Nagle przywarł swoimi wargami do jej. Wyczuł zaskoczenie. Też go doświadczał w tym momencie, ale ... Coś w nim przejęło kontrolę. Na szczęście chwilę później odebrał nowy sygnał. Odprężyła się. Miękła pod wpływem jego pocałunku? Odważyła się? Nie był tego pewien, ale postanowił w tej chwili skupić się na doznaniach. Odwzajemniła pocałunek. Jej oczy uśmiechały się do niego. Badali się wzajemnie, próbując odnaleźć wspólny rytm ...
– Dobra, kochana ... będę z tobą szczera – wyszczerzyła w uśmiechu zęby, niczym Mona. – Powiem ci tylko tyle, że ... całuje to on na serio nieźle!
– Wow! To rozumiem! A to dopiero opowieść! Czekam na ciąg dalszy ... – Mona niemalże klasnęła w dłonie.
#piszęBoLubię #Rożne teksty 😁
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz