niedziela, 5 lipca 2020

O-powieść się ... pisze [ część x1 ]


Odkąd tylko pamiętał … lubił wiedzieć. Ciekawość poprzednich pokoleń musiała chyba w jakiś niewytłumaczalny sposób skupić się właśnie w nim. Niejednokrotnie matka określała go mianem „żywe srebro”, dobrotliwie i wyrozumiale się uśmiechając. Ojciec natomiast chętnie tłumaczył: powoli i stosownie do jego wieku różne zagadnienia oraz odpowiadał na nawet najbardziej dziwaczne pytania. „Dziwaczne” to było natomiast określenie jednej z ciotek ojca. Tej najbardziej złośliwej, która przez większość Rodziny – tej młodszej, przezywana była „Jędzą Bubą”. Cóż, ciotka otrzymała od jakiejś Nieznajomej (długa historia …) imię, które musiało ją w taki właśnie sposób ukształtować. „Rety! Euzebia …" - brrr - wzdrygnął się mimowolnie, a potem spontanicznie roześmiał do swojego lekko zamazanego odbicia w ekranie monitora. Potem spojrzał ponad nim i upewnił się, że kamerka … ta na zewnątrz, działa bez zarzutu. Mógł Ją wciąż bezkarnie obserwować, jeśli tylko ... też włączała swój dość stary laptop. 

Gdy zaczynał tę … „Grę w Mafię” - obiecał sobie, że pozostanie neutralny, choć nie będzie ograniczał swojej "żądzy poznania". Nie pozwoli sobie na żadne emocje, które mogłyby zaważyć na jego - jak dotąd nieposzlakowanej - opinii. To się liczyło. Nie zamierzał spadać z osiągniętego - choć jednak okupionego długimi latami ćwiczeń i ślęczenia w książkach - poziomu. W żadnym obszarze. Tak, był zadowolony ze swojego życia. Miał poczucie spełnienia - wciąż się rozwijał, bo jego wrodzona Ciekawość wcale nie zmniejszała się wraz z upływem lat. To było jego … Dziedzictwo, które z pokorą przyjął. Momentami był nawet niezwykle dumny z tego, że należy do jednego z Liczących się Rodów. Podchodził jednak do tematu w dość luźny sposób. Miał świadomość swoich mocy i oczywiście wciąż nad nimi pracował, aby zwiększać ich możliwości. Jednocześnie jednak odziedziczył w genach pewną łagodność Rodu swojej Rodzicielki. Nie wykorzystywał w złych celach Magii 
– słowo wybrzmiało mu w głowie i to wystarczyło, aby na chwilę jego tęczówki - popularnie zwane „piwnymi” - zmieniły swój naturalny kolor. Gdyby komukolwiek udało się uchwycić ten moment, z pewnością byłby pod dużym wrażeniem. Oczy nagle roziskrzały się jakimś wewnętrznym blaskiem, a tęczówki robiły się zaje … no, bardzo intensywnie pomarańczowe. Jednocześnie przez twarz przechodził jeden delikatny impuls, który lokował się w lewym z kącików jego mięsistych ust. Nadawało mu to wyraz kpiarski lub ironiczny, a przez ciotkę, czyli Jędzę Bubę było odbierane jako niemal obelga. A szacunek - wartość wyniesiona z domu rodzinnego wspomnianej Niewiasty - był rzeczą niemal świętą. Wszelkie uchybienia były srodze karane - oj, ciotunia miała wyjątkowo kąśliwy jęzor, którego nie omieszkała w takich sytuacjach używać - ku zgrozie Rodziny i uciesze jej samej. Cóż, rzec więcej - taka właśnie była. On sam nauczył się - choć dopiero jednak po „inicjacji” - lekko podchodzić do komentarzy „wrednego babsztyla”. Tę nazwę nadała ciotce jego młodsza siostra Lilia. 

„Te imiona Kobiet w naszym Rodzie, to faktycznie dziwna trochę sprawa. Może kiedyś warto byłoby spisać takie dzieło, które podjęłoby próbę wyjaśnienia tego wątku? Choćby właśnie ... Lilia, czyli oficjalnie Lilianna. Imię przywodziło jakąś eteryczność i delikatność kwiatu. A młodsza Siostrunia - tak ukochana zresztą - to był "diabeł wcielony" według słów Jędzy Buby, co ... poniekąd miało jakieś uzasadnienie” – zamyślił się znienacka, a potem lekko rozmarzył. 
Odpłynął na chwilę w zupełnie inny świat. Taki, który kreował on sam – niemal idealny. Dobrze, że mimo takich „rozmarzeń” znał się na swojej robocie. Od samego początku, czyli otrzymanej wiadomości, rozpoczął nagrywanie materiału. Na swoje własne potrzeby co prawda - w końcu lubił wiedzieć … „Ha, ha, ha .. aleś zabawny Gościu” – mruknął do siebie. 

Zdarzało mu się - podobnie zresztą, jak jego Dziadkowi, prowadzić w głowie takie dysputy z samym sobą. Nestor mawiał czasami, że to my sami jesteśmy swoimi największymi wrogami. Zapewne zatem, najbardziej ogniste „rozmowy” toczone były tylko w głowie Jego samego. W takich momentach żadne bodźce z zewnątrz – ani słowa, ani dźwięki, ani ruchy … nie docierały do jego świadomości.
Młodzież najbliżej z nim spokrewniona, żartowała sobie podczas rodzinnych spotkań, że Dziadunio się zawieszał lub … że się aktualizuje. Oj, ten młodzieńczy duch czasem popychał ich do różnych wrednych spostrzeżeń. Co prawda zwykle było to raczej żartobliwe, niż szydercze lub bolesne. Była to po prostu ich Pokolenia mowa … zrozumiała najbardziej dla nich samych. W końcu zresztą, po to też ją stworzyli i rozwijali. Musieli przecież zachować jakąś niezależność i pewną swobodę. Nie zawsze przecież można było sobie pozwolić na jasne komunikaty. "Przepychanki Pokoleń" nie były niczym nowym. Były jak pory roku, które ustępowały sobie wzajemnie miejsca, gdy nadchodził czas. Zaczęli więc komunikować się ze sobą nie tylko za pośrednictwem „wyższej technologii” – jak żartowała matka, czyli różnego rodzaju komunikatorów, czy stron … ale też stworzyli własny język. Na dodatek szybko wprowadzili zasadę, że pozostaje on tylko znany „Wtajemniczonym”. Owszem, przyznawał, że miało to jakiś swój zabawny aspekt. Sam długie godziny ślęczał nad opracowaniem prezentacji ze swoimi pomysłami na szyfry. Chciał, aby wszystko było profesjonalnie na tyle, na ile pozwalały mu jego możliwości: wiedza, doświadczenie, znajomości, sprzęt – oj, drogie te „technologiczne cacka” były.

Uśmiechnął się nieznacznie, a lewy kącik ust automatycznie się uniósł. Był z siebie dumny. To stanowiło chyba najlepszą nagrodę – samozadowolenie … Ciepłe słowa uznania ze strony ważnych dla niego Ludzi liczyły się, owszem. Jednak dopiero to wewnętrzne poczucie spełnienia „dawało mu kopa” i to ono motywowało do dalszej pracy. To były jego najlepsze chyba lata. A w perspektywie miał kolejne Etapy – Marzenia, które zamierzał zrealizować. Dość wysoki poziom Ambicji - także przejęty w męskiej linii, miał mu to zapewnić. Dużo wymagał od innych, ale zawsze najwięcej od siebie. Potrafił przy tym - co bardzo zjednywało mu ludzi - wykazać się empatią oraz zrozumieniem. Oczekiwał jednak szczerości i prostych w przekazie komunikatów. Nie zamierzał się domyślać  … „co autor miał na myśli” - to nie było w jego stylu. 

„No, może odrobinę lawirujesz …” – jakiś znajomy Głos odezwał się w jego głowie – „… ale tylko jeśli chodzi o relacje z … pewnymi kobietami. Czasem masz do tego prawo jednak, gdyż ... niektóre … hmmm - same prowokują, aby dwuznaczności wplatać w rozmowy towarzyskie, a potem - gdy otrzymają same celną ripostę - oburzają w niebo-głosy. Hipokryzja w mętnej postaci ... ha, ha, ha” 
– Głos nieoczekiwanie pozwolił sobie na krótki śmiech - może jako ... rekompensatę za prowadzony monolog. Nie był pewien, czy dobrze odczytywał intencje Tego, kto ewidentnie siedział gdzieś za sterami jego „jestestwa”. Może to naprawdę było to słynne … Sumienie, o którym tyle słyszał będąc małym chłopcem. Pamiętał siebie, jak z otwartą buzią słucha opowieści Dziadka lub niekiedy też własnego Ojca, który był dla niego pierwszym Wzorem Mężczyzny. 
Czym było jednak to Sumienie? Głosem Rozsądku? To wydawało się mieć sens. Głosem samego S-Twórcy – takim może kompasem otrzymanym w dniu narodzin na ziemi? Ta teza też mogłaby się jakoś wybronić logicznym, spokojnym wywodem. Z pewnością ocierającym się jak Ten Kot o Pomarańczowych oczach, o istoty niebieskie zwane Aniołami. W końcu ich nazwa pierwotna wywodziła się podobnież z greckiego języka, co oznaczało ni mniej, ni więcej tylko … Posłańca. „Całkiem dobry trop, mój Drogi Przyjacielu” – Głos nieoczekiwanie się uaktywnił, przerywając mu rozmowę z inną cząstką siebie. Miewał takie małe schizofreniczne rozdwojenia.
Nie! nie … oczywiście, że NIE rozszczepiał przy tym swojej duszy, jak to czynił bohater znanej serii książek i filmów o Czarodziejach. Potrafił tylko podróżować między „równoległymi światami”, w których bywał zupełnie kimś innym. Unikał ról „Czarnych Charakterów”, choć mógł spokojnie za takiego uchodzić ze swoimi Mocami. Jeśli już koniecznie ktoś tego pragnął, to parodiował - z niezłym wdziękiem nawet - takowe postacie. Potrafił to robić, gdyż … i zdolności aktorskie okazały się być jednym z Darów, które otrzymał. Pochodził - jakby na to nie patrzeć - z Magicznego Rodu, który rządził się własnymi Kodeksami. Posiadał umiejętności, które dla wielu oznaczały Moc czynienia drobnych lub bardziej spektakularnych "Cudów". Jemu jednak nie zależało na tym, aby być zauważonym. To mogłoby być dość … nużące, czy też może krępujące nawet. Nie chciał się ujawniać, jeśli tego nie musiał robić. "Niewidzialność" przecież ... sprzyjała jego pracy 😈

- Ach! Właśnie, praca … wałkoniu – zgromił na głos sam siebie, szybko powracając do rzeczywistości, w której jego zadaniem było śledzenie pewnej Kobiety. Tak ... akurat o Niej myślał już teraz tylko … z Wielkiej LITERY …

foto: Richi

[ cd. …. chyba nastąpi 😈 ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz